„く33” – Mata znowu obniża loty. [RECENZJA]
Jako nastolatek zdobył naszą scenę jednym ruchem ręki. W tym przypadku jednym, debiutanckim albumem, albumem tak świetnym, że nazwano go artystycznym wydarzeniem roku. O Macie zrobiło głośno. Druga płyta była już lekkim rozczarowaniem, a ta najnowsza to już nie wiadomo co to jest.
Krótko: „<33” to zlepek różnych myśli (te mądrzejsze sąsiadują z byle czym) i muzyczny misz-masz. Mata chyba uwierzył w swój talent i zaczyna wybierać się w nowe tereny. Jego próby śpiewania mogą jedynie śmieszyć, ale już utwory anglojęzyczne to karykatura. I jeszcze autotune. Makabra
To płyta o pokusach szołbiznesu, pewnie dlatego mocno autoironiczna. Ale dlaczego w co drugim zdaniu muszą być prostackie przekleństwa? Uwagę zwraca muzyka, zwłaszcza w „RÓŻOWE OSH 33” i „Ken i Barbie”. A najciekawsze, że w tych nieudolnych próbach śpiewania Mata zgłasza gotowość do zdobywania obszarów R&B. Jego „M” jest niezłe, ale na razie możemy je potraktować jako szkic.
I chyba jak na ironię artysta pozwala sobie na taką linijkę: „Poszło to, co łatwo przyszło. Mata skończył się i zniknął”.
Prorok?
5/10