Skip to content
24 lip / Wojtek

Aaron Taylor – „Icarus” [RECENZJA]

Ten album reklamowany jest jako debiut artysty, ale tak nie jest. To prawda, że „Icarus” to pierwszy „pełnoprawny” album, ale wcześniej, na przestrzeni 5 lat były trzy EP-ki. I już nimi Aaron Taylor zwrócił uwagę melomanów. Zresztą o tym, że to nie jest artysta znikąd świadczą międzynarodowi goście: Benny Sings, Skinshape, BEKA, Che Lingo, Kartell, House Gospel Choir i Tarriona „Tank” Ball. Najjaśniej świeci tutaj udział Lalah Hathaway w świetnej piosence „Don’t Leave Me Alone”.

Album w wersji podstawowej to 11 piosenek. Taylor jako twórca całego materiału to pokaz dobrego smaku. To także umiejętność poruszania się w różnych klimatach, na zmianę jest energetycznie i nowocześnie, a potem nagle nostalgicznie i bardzo indywidualnie. Świetna jest „What Do You Do”, albo spokojna „Wanna Be Close” z delikatną, piękną partią trąbki. Bo artysta, jako producent albumu zwraca uwagę na perfekcyjne dopracowanie każdej piosenki, dobre aranżacje i dużo harmonii głosów drugiego planu –  to jego znak jakości.

Ciekawym pomysłem jest nagranie 6 piosenek w zupełnie nowej koncepcji jako „golden edit”. Piosenki, które najpierw zostały wykonane solowo, teraz, dzięki udziałowi gości brzmią nieco inaczej. Można nawet odnieść wrażenie, że Aaron Taylor jest w stanie nagrać te utwory jeszcze inaczej, z nowymi gośćmi, albo w innej koncepcji. Bo pomysłów i wyobraźni ten artysta ma sporo. Klasa!

10/10

Zostaw komentarz