Aaron Taylor – „Your Always” [RECENZJA]

Poprzedni album mnie zachwycił, było na bogato produkcyjnie i wykonawczo, bo zaproszeni goście z najwyższej półki pomogli wnieść ten materiał na jeszcze wyższy poziom. Teraz jest kompletnie inaczej – „Your Always” to EP-ka nagrana oszczędnie i w pojedynkę. Ale jedno się nie zmieniło, nadal słyszymy artystę z ogromną wyobraźnią, a jego piosenki mogą się przydać w każdej sytuacji.
Teraz jest tylko siedem piosenek, klimatycznych i oszczędnie wykonanych. Takie utwory, jak choćby: „Without Ya!”, czy „When I’m Finally Done” to utwory mogące zachwycić na koncercie stadionowym, ale też w małym klubie. Ich uniwersalność to pokora twórcza i potencjał, bo słychać, że Taylor doskonale wiedziałby, jak je zamienić na potrzeby innej publiczności. Mnie najbardziej urzekła klimatyczna ballada „Nevermind”, wykonana minimalistycznie i z wyobraźnią. Bo właśnie w takich utworach, gdzie niewiele dzieje się za plecami artysty, słychać jego ogromną klasę!
10/10