Skip to content
12 maj / Wojtek

Aga Zaryan – „High & Low” [RECENZJA]

W końcu coś na światowym poziomie.

Jak to dobrze, że od czasu do czasu w Polsce wydaje się płyty, którymi możemy się pochwalić za granicą. Co prawda jest to niezwykle rzadkie, ale w ubiegłym roku słyszałem aż 3 takie albumy. Oprócz Agi Zaryan perełki nagrali jeszcze: Michał Urbaniak i Joao de Sousa. Wspólnym mianownikiem tych płyt jest język obcy (angielski i portugalski), jedynie kilka utworów w projekcie Urbanator Days wykonanych jest po polsku. Aga Zaryan jako jedna z nielicznych rodzimych wokalistek może sobie pozwolić na śpiewanie po angielsku – w jej wydaniu nie mamy wrażenia udawania, wszystko brzmi wiarygodnie i profesjonalnie. 

Pokaż mi swoich współpracowników, a powiem Ci, jakim jesteś artystą.

Od samego początku, od swojego fonograficznego debiutu w 2004 roku, Aga Zaryan stawia na świetnych muzyków. Tak jest także teraz, grający z nią instrumentaliści to najczęściej wieloletni towarzysze sceniczni. Ciekawostką jest, że muzyków jest zaledwie kilku, a jeśli istnieje potrzeba, to zaprasza się muzyka gościnnego do jednego utowru, jak na "Haigh & Low" słyszymy partię trąbki lub tuby. Tą skromną grupą zarządza Michal Tokaj, muzyk współpracujący z artystką od dawna, równoprawny współautor jej wcześniejszych sukcesów, głównie pięknych płyt: "Umiera piękno" i "Księga olśnień".

Punktem wyjścia musi być piosenka.

Umiejętności techniczne wokalistki, jej dobry gust muzyczny i grający z nią muzycy to jedna strona medalu. Owszem, bardzo ważna. Jednak dla artystki jak zawsze liczy się też materiał, więc postawienie na dobre kompozycje to fundament dobrego albumu. Do tego artystka dołączyła własne teksty – w efekcie dostajemy wszystko, czego potrzebujemy do szczęścia. Znając wcześniejsze płyty Agi Zaryan, wiedząc, że to świetna wokalistka, tym razem odebrałem ją jeszcze inaczej. A to wszystko za sprawą trochę innego sposobu śpiewania. Już w pierwszym, świetnym "Black" Aga zaskoczyła mnie jasną, nieznaną wcześniej barwą. Uderzyło mnie podobieństwo do Basi Trzetrzelewskiej, mojej ulubionej wokalistki zresztą:-). Podobne wrażenia miałem słuchając "Not where" i "Path". To podobieństwo zostało jeszcze podkreślone typową dla Basi harmonią wokalną. Dotychychczas Aga Zaryan w te obszary się nie zapuszczała. Można więc powiedzieć, że ta płyta była dla artystki nowym doświadczeniem i przecieraniem nieznanych szlaków. 

Zwracają tutaj uwagę piosenki radosne. Bo nawet jeśli śpiewa się o rzeczach ważnych, używając oszczędnych i mądrych słów, można to zrobić lekko i strawnie. To następny wyznacznik dużej klasy artystki! Na tle tego bezkomleksowego podejścia uwagę zwracają utwory poważniejsze, jak "Proof" i najdłyższy, ale godny wysłuchania w całości "Turn me on".

Mistrzyni coverów.

Osobny smaczek to 3 covery. W tej materii Aga Zaryan jest znana jako świetna interpretatorka. A jeśli już śpiewa obcy repertuar, to zabiera się za utwory z najwyższej półki. "Spirit Voices" Paula Simona i "Boo To, You To" Carli Bley to interpretacje pod każdym względem mistrzowskie – świetnie, trochę inaczej zaśpiewanie i bardzo ciekawie zagrane. Płyta kończy się mało znanym utworem Stewiego Wondera "Evil". Wersji Agi Zaryan słuchałem wielokrotnie, ciągle nie mogąc się nasycić jej pięknem. I to ciekawe, że tego utworu kompletnie nie pamiętam z wykonania oryginalnego, za to interpretacja Agi jest mistrzostwem najwyższej próby. Tak, takich wokalistek powinniśmy strzec jak niepodległości!

9/10

 

 

 

 

 

Jeden komentarz

zostaw komentarz
  1. agata / 12 maj 2019

    Faktycznie mamy się czym pochwalić

Zostaw komentarz