Skip to content
22 paź / Wojtek

Agnieszka Chylińska – „Forever Child” [RECENZJA]

 Agnieszkę Chylińską często broniłem w rozmaitych dyskusjach, bardziej lub mniej oficjalnych spotkaniach. Zawsze słyszałem, że wulgarna, tandetna, nie mająca klasy muzycznej. Moja linia obrony osadzała się na podkreślaniu jej ciekawej osobowości i śmiałości w działaniach artystycznych, bardzo często pod prąd. Punktowałem także odwagę, bo to niełatwe, aby zaistnieć po odejściu z zespołu, z którym odnosiło się największe sukcesy. Swoją najnowszą płytą Agnieszka Chylińska odebrała mi większość argumentów. Już nie mogę jej bronić 😳

Kiedy artysta nie nagrywa kilka lat można podejrzewać, że zbiera materiał na album, który będzie wydarzeniem. Może też być tak, że brak nowej płyty to koncentrowanie się na czymś innym lub, po prostu, brak wystarczającego materiału. U Agnieszki Chylińskiej zapewne obie przyczyny się spotkały, jednak sam materiał zaprezentowany na płycie daje poczucie zrobienia czegoś na kolanie.

Kiedy słyszę z wielu stron, że ta płyta jest powrotem artystki do czasów zespołu O.N.A to mam wrażenie, że słuchałem innej płyty. Tutaj na pewno nie ma powrotu do tamtej, rasowej stylistyki. W nowym materiale znacznie częściej widzę kontynuację poprzedniego, klubowego albumu. To co jednak wtedy było zaskoczeniem, ale też stylistycznie spójne, teraz jest miotaniem się pomiędzy różnymi stylistykami. Może takie poszukiwania nie są czymś nagannym, jednak mieszanie ich w jednej piosence jest dla mnie kompletnie nie zrozumiałe. Głównie myślę o sposobie śpiewania – artystka nie potrafiła zdecydować się na sposób emisji głosu. Całość zaśpiewana jest głównie głosem popowym, tak dobrze sprawdzonym wcześniej. I nagle, bez uprzedzenia, Chylińska włącza opcję „wokalistka rockowa” na zasadzie zupełnie przypadkowej, bo czasami jest to tylko jedna fraza. Kompletnie nie rozumiem, czemu to mało służyć. Tutaj nie mogę nie wspomnieć o wszechobecnym niechlujstwie językowym. Maniera powtarzania spółgłosek robi się nie do zniesienia, i naprawdę nie wiem skąd to się wzięło, bo gdy się słucha piosenek sprzed kilkunastu lat, to nie słyszy się ani jednego przypadku, tymczasem dziś coraz więcej artystów pozwala sobie na tę amatorszczyznę. Przykłady? proszę bardzo:  w piosence „Borderline” – za maŁŁo, w „Jak dawniej” – że znów jestem saMMa, a w „Mona Liza Twoich snów” – miłość stracoNNa.

Muzyka na płycie to zupełnie osobna kwestia. Sama koncepcja kompozytorska i w tym oczywiście linia melodyczna są w każdej piosence co najmniej przyzwoite. Są piosenki kompozytorsko atrakcyjne, jednak całą reszta bardzo mocno się stara żeby to zepsuć. Nawet jeśli przełkniemy wokalistykę i jej wyszukaną retorykę, to aranżacja i sposób zagrania większości piosenek nie pozwala spokojnie słuchać. Przodujące koszmary płyty „Jak dawniej i „Zostaw”, nie pomagają pozostałym piosenkom. Ale te też nie pozostają dłużne – otwierający płytę „Klincz”, jedyny chyba stricte rockowy utwór został zepsuty trywialną aranżacją. Zresztą podobnie jest w następnym numerze „Borderline”.

Osobny temat to grafomańskie teksty, w których banał goni banał. Nawet jestem w stanie ścierpieć tego typu literaturę u debiutantów, ale artystce tej klasy, w sytuacji gdy niejeden dobry tekściarz z przyjemnością coś by dla niej napisał, aż tak żenujące sytuacje nie powinny się zdarzyć. Oto kilka moich ulubionych smaczków: „Może jednak miałeś rację, że nie kochałam cię / Może trzeba było mocniej zadbać o twój gest”, „Czy jesteś tam, czy słyszysz mnie / Czy chcesz tu być, czy tego chcesz?”, „Kiedy ja i ty będziemy jedno, wtedy będzie wszystko jedno”. Jednak kwintesencją grafomanii i najlepszym dowodem na absolutny brak pokory jest tekst piosenki sprzed kilku lat „Kiedy przyjdziesz do mnie”. Dlaczego artystka umieściła ją na płycie?

Kiedy przyjdziesz do mnie?
Przyjdź.
Kiedy przyjdziesz do mnie?
Dziś.
Ja, ja będę sama.
Przyjdź.
(Zostań), zostań tu do rana.
Przyjdź, przyjdź!

Spotkać Cię to cud.
Pytam tylko: „Czy chciał tego Bóg?”.
Ale co mi tam – ja pragnę Cię, lecz,
Spóźniła miłość się, spóźniłaś się.

Więc przyszedłeś do mnie,
A ja nie wiem co mam zrobić z tym.
Bo ja.., jednak nie jestem sama, ha-aa!
Chociaż chciałam żebyś ze mną był, o tak!

Spotkać Cię to cud.
Pytam tylko: „Czy chciał tego Bóg?”.
Ale co mi tam – ja pragnę Cię, lecz,
Spóźniła miłość się, ja nie chcę tego nie!

Jeśli chcesz kochać, mocno trwaj,
Nawet, gdy masz w sercu żal!
Niech, nie przesłoni tego nic.
Ufaj, że ktoś siłę da! / x2

Chociaż kusisz mnie, ja mówię: „Nie, nie”!
Chociaż kusisz mnie, mówię: „Nie, nie”!
Wiem, że chcę kochać, mocno trwam,
Mocno trwam, ja trwam, ja trwam!
Wyjdź.

Po ostatnim sensacyjnym literackim Noblu dla Boba Dylana, być może dla twórców „lżejszego” repertuaru otworzą się drzwi do innych nagród literackich. Być może doczekamy się nagrody Nike dla któregoś z naszych autorów tekstów, bo na pewno można znaleźć kilku, którzy na to zasługują. Fanów pani Chylińskiej mogę uspokoić, że jej nazwisko nie jest przeze mnie brane pod uwagę 👿

Na zakończenie zostawiłem przykłady marketingu, który jest robiony na siłę. Tytuł krążka wziął się z nikąd – na płycie nie ma piosenki o tym tytule, powiem więcej, na płycie nie ma żadnej piosenki anglojęzycznej. Może artystce chodziło o przekorne zasygnalizowanie jakiejś sytuacji, jednak wysłuchanie wszystkich piosenek nie daje odpowiedzi na związek tytułu albumu z jego zawartością. A może jest to zapożyczenie od kogoś innego? No bo jeśli można zrobić to z kładką, to znaczy, że wszystkie chwyty są dozwolone Już wyjaśniam: kilka tygodni przed premierą pyłty Chylińskiej ukazał się album zespołu Biffy Clyro. Zamiast komentarza wystarczy jedynie obejrzeć obie okładki i zrobić sobie zabawę w stylu „znajdź 5 różnic”.

Chylinska_90327700_biffyclyro_ellipsis_digital

Moja ocena: 4/10

Jeden komentarz

zostaw komentarz
  1. Dyga / 8 cze 2018

    A moze okladka ma nawiazywac do pierwszej plyty? moze to przekaz dla fanow i reszty swiata? Ostra Agnieszka powraca jak za dawnych czasow nim zmienila sie w grzeczna POP gwiazdke w blond grzywce.    

Zostaw komentarz