„Albo inaczej 2” [RECENZJA]
Ta płyta rozgrzała specjalistów i internet – mówi się o niej dużo, głównie nie najlepiej. Za każdym razem przywołuje się pierwszą edycję tego projektu, czyli "Albo inaczej 1". Jednak wtedy, kiedy teksty hip – hopowe zaśpiewali starsi wykonawcy reprezentujący inne estetyki, można to było potraktować jako śmiały eksperyment. Tam głównie chodziło o pokazanie interesującej swingowej muzyki w zaskakujących kreacjach. To przedsięwzięcie można było traktować jako "odczarowanie" hermetycznych tekstów i pokazanie, że mogą być dla ludzi. Aż dziwię się, że to nie przełożyło się na zainteresowanie wokalistów popowych, którzy sami nie piszą tekstów, a jeśli to robią, to raczej nie powinni. Bo cały czas, kiedy słucham polskiego hip-hopu, zastanawiam się dlaczego tych sprawnych tekściarzy nie można namówić do współpracy przy tworzeniu piosenek. Być może jest tak, że ci autorzy potrafią pisać wyłącznie dla siebie, bo przecież hip-hop i rap to głównie jakaś filozofia – tutaj nie ma kunktatorstwa i liczenia na łatwą popularność. I może właśnie datego Alkopoligamia, wytwórnia promująca tych prawdziwych artystów jeszcze raz postanowiła zmierzyć się z "problemem".
Tym razem postawiono na zupełnie inne rozwiązanie i wybrano młodych wokalistów, którzy wyraźnie zmieniają oblicze polskiej piosenki.
Wykaz artystów śpiewających na "Albo inaczej 2" robi wrażenie, bo ktoś tutaj miał sporą wyobraźnię i odwagę. Co prawda lista wykonawców nie powinna tak mocno zaskoczyć – ci młodzi ludzie w większości budowali swoją estetykę i muzyczną wyobraźnię na polskim rapie i hip-hopie. To jednak nie musiało gwarantować sukcesu.
Głównym bohaterem płyty jest wytwórnia, która wierzy w swoich podopiecznych i nie boi się konfrontacji. Jednak prawdziwym autorem koncepcji i tego co słyszymy jest Mariusz Obijalski. Ten kompoytor wszystkich piosenek i opracowania muzycznego rok wcześniej błysnął klasą tworząc warstwę dźwiękową do znakomitej płyty "Jestem przestrzeń" dla upamiętnienia roczniczy Powstania Warszawskiego.
Już sam pomysł zamienienia tekstu ze stylistyki buntu i kontestacji wszystkiego "normalnego" na melodyjną piosenkę jest karkołomny. Bo nagle okazuje się, że to co było ustawieniem się pod prąd, nagle wpada w główny nurt radiowych gustów. Dlatego najlepiej porardzili sobie wykonawcy, którzy starali się zachować ducha pierwotnego wykonania. Świetnie brzmi Mrozu śpiewający niełatwą melodię, jednak cały czas będac wiernym przesłaniu autora. Dobrze słucha się "Sznurowadeł" w interpretacji Fismolla gdzie właściwie nic nie zmieniono – pomysł Fisza otrzymał tylko ciekawą, ale nie za bardzo ingerującą melodię. Podobnie zrobił Krzysztof Zalewski w "Chwilach" z repertuaru Numeru Raz. Najbardziej zaskakująco potraktował swoje wykonanie Ralph Kamiński. Oczywiście tutaj wszystko zaczęło się od koncepcji kompozytora i jego odczytania tekstu, jednak wokalista dodał dużo serca i emocji. Brawo!
Dużo trudniej miały panie, bo tu nie było już tak kolorowo.
Nie do końca jestem przekonany czy swoją rolę dobrze odczytały Daria Zawiałow i Natalia Nykiel. W ich wykonaniu słyszymy atrakcyjne piosenki, ale kompletnie zagubiono tutaj właściwy sens tekstów. Jeszcze mniej wiarygodnie brzmi Monika Borzym w "Złych nawykach". Wyobrażam sobie, że gdyby zaśpiewał to koś inny, najlepiej mężczyzna, to mówilibyśmy o swietnej kreacji. Ale niestety Monika Borzym ponownie pokazuje, że tekst nie jest jej sprzymierzeńcem, co już zasygnalizowała rok wcześniej na wspomnianej płycie nagranej z Mariuszem Obijalskim. Honoru pań broni Rosalie. w ciekawej interpretacji "Ile mogę" z repertuaru Te-Tris. Jednak gwiazdą krążka jest "Czerwona sukienka". Ten świetny utwór Fisza tutaj otrzymał drugie życie, a Justyna Święs ponownie potwierdza, że jeśli się za coś bierze, to robi to na 100%. Przy tej okazji należy jednak zastanowić się nad granicami ingerencji w tekst, bo czym innym jest zaśpiewanie poezji, która nigdy nie była wypowiedziana na głos. W przypadku tekstów wykonanych wcześniej przez raperów mamy już jakąś koncepcję i określoną dramaturgię. Pomysł zmiany w "Czerwonej sukience" narratora i głównego bohatera na kobietę, ale przy okazji też spore manipulacje w tekście to zabawa ryzykowna. Na mnie jednak ten utwór zrobił tak duże wrażenie, że wybaczam – spodziewam się, że autor tekstu zrobił podobnie.
Album kończy się świetnym odczytaniem "Chwil ulotnych" legendarnej Paktofoniki. Tutaj, jak na finał przystało, pojawiają się wszyscy wykonawcy w znakomicie napisanych rolach. Każdy wokalista śpiewa krótki fragment w różnych konfiguracjach: solowo, w duecie, tercecie lub jako brzmienie drugiego planu. I to robi wrażenie, stanowiąc mądre uzasadnienie sensu nagrania tej plyty. Bo przecież hip-hop żyje znacznie krócej niż banalne popowe pioseneczki o niczym. I te chwile ulotne godne były ponownego wykonania. A oceniając krążek nie powinniśmy się pastwić nad niektórymi wykonawcami, a spojrzeć szerzej. A tutaj widzę świetny pomysł i jeszcze lepszą robotę Mariusza Obijalskiego.
8/10