Skip to content
5 gru / Wojtek

Anita Lipnicka – „Miód i dym” [RECENZJA]

O Anicie Lipnickiej można pisać długo, bo to wokalistka dla naszej sceny zasłużona. Dlatego każdy jej album jest na naszym rynku wydarzeniem i to niezależenie, jaki jest efekt – tej artystki zawsze warto posłuchać. Rozpoczynamy więc przygodę z albumem „Miód i dym”.

To już trzecia  płyta artystki po zakończeniu współpracy z Johny Porterem. Po okresie artystycznej szamotaniny Anita Lipnicka w końcu znalazła spokój. Ułożenie sobie życia (nowe małżeństwo), rozpoczęcie współpracy z zespołem The Hats, to fundament tego albumu. W każdej piosence słychać tutaj spokój i  radość, i nawet gdy te utwory nie porywają, to miło się ich słucha, chociażby z uwagi na ten spokój właśnie, bo on tutaj mocno emanuje i może udzielić się słuchaczom.

Na płycie znajduje się 13 piosenek. 4 utwory zaśpiewane po angielsku nawiązują do doświadczeń artystki, bo w tym języku czuje się równie dobrze – te piosenki nie drażnią, jak bywa to najczęściej u innych polskich wykonawców. Lipnickiej śpiewanie po angielsku nie męczy, w takim repertuarze artystka brzmi naturalnie i wiarygodnie. Jednak tym razem wokalistka postawiła na pokazanie swoich emocji w języku ojczystym, bo większość stanowią piosenki śpiewane po polsku. Na mnie te utwory raczej nie robią wrażenia, bo te z założenia lekkie teksty, w ustach dojrzałej kobiety śpiewającej barwą nastolatki, brzmią nieco banalnie. Dobrze się słucha singlowego „Z miasta”, ciekawie brzmi „Lot Anioła” z interesującą aranżacją – ogólnie jest miło i powiedzmy, że przyjemnie. Na tym tle najciekawiej brzmią piosenki śpiewane w duetach. Interesująca jest piosenka „Jak Boonnie i Clyde” z Tomaszem Makowieckim – skonfrontowanie głosu Lipnickiej z ciepłą barwą i spokojną interpretacją Makowieckiego stanowi udane połączenie. Dobrze też słucha się „Back to the Sea” z Fismollem i „Tęczowej”, w której artystce pomagają Julia Pietrucha i Ralph Kamiński.

Ogólnie płyta nie jest ani szczególnie interesująca, ale też nikomu nie robi krzywdy. Po prostu zwykły, niczym ni wyróżniający się album, który jednym będzie się podobać, a inni nawet się o nim nie dowiedzą.

6/10

komentarze 2

zostaw komentarz
  1. Muzyczny Archeolog / 10 gru 2017

    Polska płyta roku 2017! Piękna a koncert Anity live w Gdańsku jeszcze piękniejszy! Zapraszam na bloga

  2. Wojtek / 11 gru 2017

    No to tutaj trochę się różnimy:-)
    W moim rankingu ta płyta nie załapie się do pierwszej 10.
    Pozdrawaim

Zostaw komentarz