Asaf Avidan – „Anagnorisis” RECENZJA]

Asaf Avidan – izraelski artysta, którego nie można pomylić z nikim innym. I nie chodzi tu jedynie o głos, wyjątkowy i charakterystyczny, ale też repertuar, bo te dwa elementy stworzyły niepowtarzalną markę. „Anagnorisis” to album z dziesięcioma autorskimi utworami, a jego tytuł to greckie słowo oznaczające odkrycie. I ten tytuł można uznać za nieprzypadkowy – cały materiał krąży wokół ważnych pytań, zresztą sam artysta uważa go za najbardziej osobisty. Można jednak uznać, że w tym krążku odkrywamy Asafa Avidana na nowo. Zapewne to zasługa współpracy z Tamirem Muskatem, z którym tworzył “Different Pulses” i “Gold Shadow”, czyli dwa pierwsze solowe albumy. Ten trzeci, jedyny zrealizowany w USA, z miejscowymi muzykami i realizatorami, był eksperymentem, raczej mało udanym. Dobrze więc, że artysta powrócił na swoją ścieżkę.
Na tej płycie sporo się dzieje, głównie muzycznie, utwory są atrakcyjnie opracowane, zwłaszcza takie, jak: “Rock of Lazarus” i “Indifferent Skies”. Kilka z nich, singlowy “900 Days” i “Earth Odyssey” brzmią jakby były wyjęte z musicalu. Inny singiel, pierwszy zresztą, promujący album “Lost Horse”, to zapowiedź bardzo dobrego, dobrze przemyślanego materiału. Jest jeszcze jedna, świetnie wkomponowana w całość dobra ballada “No Words”. A ten ciekawy album kończy “I See Her, Don’t Be Afraid”.
To dla mnie najlepszy album artysty. Tutaj Asaf Avidan pokazuje efekty swojego rozwoju, artysty świadomego, któremu nie jest obojętne ani o czym śpiewa, ani to, jakie dobiera środki. Warto się z tym albumem zaprzyjaźnić.
9/10