Asaf Avidan – „Different Pulses” [RECENZJA]
Długo przymierzałem się do opowiedzenia o tym albumie. Asaf Avidan jest tak zagadkowym artystą, że trudno go odebrać jednoznacznie. Płyta „Different Pulses” z 2013 roku potwierdza tę zagadkę.
Wydawać by się mogło, że Avidan jest artystą niszowym, znanym tylko mocno wtajemniczonym. Tak jednak nie jest, o czym za chwilę. Już sam życiorys artysty mógłby posłuzyć za temat ciekawego filmu. Ten urodzony w Izraelu chłopak jest, dzięki pracującym za granicą rodzicom, bardziej obywatelem świata. Co prawda większość życia i wykształcenia artysta zdobył w swoim kraju rodzinnym, jednak ten zagraniczny szlif wyraźnie słychać w jego twórczości. W końcu nie codziennie mamy do czynienia z muzykiem tego kraju, zwłaszcza takim, który robi międzynarodową karierę. O popularności Avidana przekonałem się podczas jego koncertu w warszawskim Parku Sowińskiego, na którym artysta wystąpił sam. I tu spotkały mnie 2 niespodzianki. Pierwsza to umiejętność zajęcia pupliczności przez 2 godziny. Avidan wydaje się do tego stworzony: posiada ciekawy repertuar, umie sam sobie poradzić instrumentalnie, bez obciachu prowadzi ciekawą rozmowę między piosenkami, i jeszcze potrafi wciągnąć publiczność do wspólnego śpiewania. A ta mocno mnie zaskoczyła – było jej sporo i większość obecnych znała piosenki. A oto przykład klasy Avidana zarejstrowany podczas koncertu w Szczecinie 1 dzień wcześniej.
Płyta „Different Pulses” jest nierówna. Właściwie jest dosyć nudna dla kogoś, kto zna już tego artystę. Zdecydowanie łatwiej mają osoby słyszące Avidana pierwszy raz, bo ten materiał może zainteresować. Oczywiście głównym powodem ciekawości jest głos artysty, który od razu wprowadza klimat ekscentryczności i pewnej tajemnicy. Poza głosem wokalisty są ciekawe piosenki, które nawet są wykorzystywane w kampaniach reklamowych. Te piosenki jednak są zagrane często dosyć zaskakująco. Najczęściej Avidana ciągnie do akompaniamentu będącego w kontrapunkcie z linią melodyczną i nastrojem piosenki – radosne „umpa-umpa” stylistycznie kojarzące się z piosenką kabaretową, bardzo blisko zbliża się do taniej komercji, a nawet klimatów biesiadnych (np. w „Conspiratory visions of Gomorrah”). Na szczęście bezpieczną granicę „frywolnego akompaniamentu” ma tytułowy „Different Pulses”. Podobnie jest z piosenką „Love It OreLive It”, utworem o znamionach przeboju, dobrze zagranym i interesującym. Niestety kompetnie nie rozumiem towarzyszącego mu teledysku – wydaje mi się, że raczej piosence nie pomaga.
Na całej płycie panuje głównie klimat, o którym już wspomniałem. Okazuje się jednak, że najlepiej Avidanowi wychodzą utowry spokojne, refleksyjne. Dla mnie najciekawszy z tego albumu jest „Thumbtacks in My Marrow”. Taki przekaz, w którym nikt nie stara się przypodobać słuchaczowi, z oszczędną, nowoczesną aranżacją, przekonuje mnie najbardziej.
Wybierając się na koncert promujący „Different Pulses” w warszawskiej Stodole zastanawiałem się, jak te bogate, ciekawe aranżacje zostaną zastąpione brzmieniem na żywo. Wiadomo było, że na koncercie trzeba zastosować jakiś klucz – albo zrezygnować z części aranżacyjnych smaczków, albo kompletnie materiał przearanżować. A może Avidan jako artysta nietuzinkowy znajdzie jeszcze jakieś inne rozwiązanie? I znalazł. Na scenie artyście towarzyszył zespół złożony w większości z pań, a te bardzo moco trzymały się starej szołbiznesowej zasady „czego nie dograsz, to dywyglądasz”. Niestety miałem odczucie, że panie z zespołu są w nim głównie ze względu na swój wygląd, bo nie wierzę, aby tak perfekcyjny artysta nie słyszał, że nie jest dobrze. Koncert był więc nieco słabszy niż się spodziewałem, publiczność jednak stawiła się licznie i bawiła się świetnie. I oto właśnie chodzi. 😉
Moja ocena: 7/10