Avi – „Mały książę”. On tego nie będzie żałował [RECENZJA]

Na tle większości polskich artystów, zwłaszcza tych doświadczonych, którym się wydaje, że pozjadali wszystkie rapowe rozumy, to, co prezentuje Avi wydaje się świeże i naturalne. Co prawda „Mały Książę” to jego pierwszy solowy album, ale trudno nazwać go raperem początkującym. Ale może to i lepiej, bo doświadczenie zebrane u boku wielu doświadczonych artystów, a głównie „Tryptyk sycylijski” nagrany z Louis Villainem to najlepsza szkoła. Album „Mały książę” to potwierdzenie, że artysta wie o co w tym wszystkim chodzi. Niestety przy okazji wpada w kilka pułapek, naśladuje doświadczonych kolegów, także w tym, czego powtarzać się nie powinno.
Uwagę zwraca ułożenie dramaturgii albumu. Spinają go skity wskazujące, że artyście chodziło o coś więcej niż nagranie kilkunastu przypadkowych piosenek, ale o nich za chwilę. Już pierwszy utwór, przyciąga niebanalnym tekstem:
Najpierw odprawię bagaż
Potem rozłożę skrzydła do lotu
Ciąży to, czego ode mnie wymaga
Dorosłość, na którą nie czuję się gotów
Po takiej deklaracji od razu wiemy, że śledzimy człowieka wrażliwego, takiego, który nie chce nas zaszokować wyszukanymi wulgaryzmami, a bardziej zależy mu na opowiedzeniu swojej historii. Na mnie wrażenie zrobił także „Leśmian” – umiejętne nawiązanie do klasyki polskiego liryzmu. I nawet buńczuczny Pezet znalazł się tu wyjątkowo dobrze. A może Avi stwarza swoim gościom komfortowe warunki, bo znakomitości jest tu więcej, jak choćby Kaz Bałagane, albo Oskar 83 w świetnym „Fred Astaire”. I do tego kilku doświadczonych producentów, jak choćby: Gibbs i @tutowy.
Szkoda, że przy wielu ciekawych pomysłach tekstowych i interesującej muzyce artyście nie udało się uniknąć kalek najgorszych rzeczy polskiego rapu. Już dawno chciałem o tym napisać, szkoda, że akurat robię to przy tej okazji, ale może właśnie dlatego, że Avi nie jest typowym, jednym z wielu raperem. Pierwszy grzech to dziwne porównania na siłę, to najbardziej charakterystyczny znak polskiego rapu, szczególnie, kiedy autor chce się na siłę popisać elokwencją. Tutaj mamy tego sporo, jak choćby: „Daję to z wątroby tak, jak foie gras”.
Grzech drugi to dźwiękowa tautologia. Bardzo często w polskim rapie, kiedy mowa o dzwoniącym telefonie, albo przejeżdżającej karetce, w tle słyszymy stosowny dźwięk. Avi także nie umiał sobie tego odmówić w “Gelendzie”. Mimo tego drobiazgu utwór zwraca uwagę.
I jeszcze o skitach. Pierwsze pytanie : „Kim chciałbyś zostać jak dorośniesz?” mogło sugerować, że to materiał skierowany do bardzo młodych ludzi. Ale już zamykające: „Czego najbardziej żałujesz w życiu?” rozwiewa wątpliwości, że nie tylko młodzi ludzie mogą być grupą docelową. Bo ta płyta może nie jest dla wyrafinowanego słuchacza, ale na pewno warto jej posłuchać. I nie żałować.
8/10