Bedoes, Lanek – „Rewolucja romantyczna” [RECENZJA]

Życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz co ci się trafi.
Tak, można odnieść wrażenie, że tą mądrością Forresta Gampa kierował się Bedoes nagrywając swój najnowszy album. Tutaj każdy utwór jest zaskoczeniem, i to najczęściej na zasadzie terapii szokowej – a biedny słuchacz nie wie, czy trafi na ulubioną czekoladkę. Bo jeśli dobrze udało nam się wejść w ten materiał po ciekawym „Intro” i następującym po nim utworze tytułowym, to już za chwilę zostajemy obezwładnieni „TOA$Tem”. Te opowieści o naszym życiu politycznym, podzieleniu kraju i apelach o pokój są co najmniej przestrzelone. Z jednej strony dobrze, że młodzi artyści szerzą kaganek miłości i tolerancji, ale szkoda, że robią to w tak siermiężnie, bo właśnie sposób narracji i do tego zupełnie tu niepasujący damski wokal prowadzą cały pomysł w głębokie krzaki. Równie dziwnie, na szczęście niepolitycznie, jest w dwóch utworach, których kompletnie nie rozumiem: „Marseille” i „Doda”.
Borys z Bydgoszczy.
Raper kilka razy przypomina nam o swoich korzeniach, również o tym, że Bedoes to jedynie ksywka artystyczna, bo tak naprawdę ciągle jest tym samym normalnym Borysem Przybylskim. Jego wątki biograficzne w każdym albumie robią największe wrażenie. Do tego te zaskakujące falsety powodujące, że to wszystko robi się jakby niewinne i prawdziwe. I pewnie dlatego mam do tego artysty słabość. Bo ten i poprzedni, to nie są udane albumy, ale ciągle mamy świadomość, że słuchamy młodego chłopaka, który szybko artystycznie dorasta, a w konsekwencji musi się zmierzyć z pokusami lepszego życia.
Lanek znowu daje radę.
Już drugi raz Bedoesowi pomaga ten sam producent. Lanek, czyli Kamil Łanka to człowiek twórczy i wyróżniający się na naszym rynku. Jego współpraca z Białasem i Planem Be, a ostatnio z Taco Hemingwayem to potwierdzenie bycia w krajowej czołówce. Jego muzyka tworzona z Bedoesem pokazuje niezły przelot między panami. W każdym utworze słychać wyobraźnię i świadomość twórczą. Można jedynie mieć wątpliwości, czy początek „NBP” to nie za duże podobieństwo do jednego z utworów z ostatniej płyty Meek Oh Why?, jednak w całości propozycja ciekawa. Bo tu w każdym utworze wyraźnie słychać dobre połączenie muzyki z intencją wykonawcy, a najbardziej w moich dwóch ulubionych: „Moi ludzie” i „City Boy”
Dziewczyny się bawiom albo tańczom, albo kłamiom.
Problemy z dykcją i językiem to u raperów nic nowego. I szkoda, że zdarza się to Bedoesowi – wcześniej nie było tego aż tak dużo. Teraz jesteśmy powaleni w „Chrome Hearts” takim kwiatkiem: „Dziewczyny się bawiom albo tańczom, albo kłamiom” I powtarzane jest to wielokrotnie. W utworze „Nawiedzony dom” jest jeszcze lepiej: najpierw nieprawidłowe słowo „jeździj” (tak, wiem, że ta forma jest ostatnio coraz powszechniejsza, ale ciągle niepoprawna), a za chwilę: „zostawiła mnie była dziewczyna” (coś w stylu ogłuszenia głuchego).
„Rewolucja romantyczna” to płyta dziwna, ja jednak stawiam na tych kilka dobrych czekoladek – dzięki nim album był dla mnie nienajgorszą przygodą. Bo ciągle wierzę, że najlepsze jest jeszcze przed tym zdolnym chłopakiem.
7/10