Billie Eilish – „Happier Than Never” [RECENZJA]

Rzeczy, które kiedyś mnie cieszyły, teraz dają mi zatrudnienie („Getting Older”)
Swoim debiutem 2 lata temu Billie Eilish zadziwiła cały muzyczny świat. Dziś, mając 19 lat, nagrywając drugi krążek, nadal zadziwia i zachwyca. I znowu zaskakuje. Głównie produkcją, za którą ponownie odpowiada jej brat. Jeśli myśleliśmy, że rola producenta polega na ubraniu pierwotnego materiału w bogactwo dźwięków, to Finneas O’Connel pokazał, że w muzyce stosowanie zasady „mniej znaczy więcej” jest drogą do sukcesu. Na „Happier Than Ever” głównie słuchamy artystki w wersji „soute”. Jest nostalgicznie i bardzo zwyczajnie. Ale tylko w wersji muzycznej, bo tekstowo nadal jest zadziornie i bardzo osobiście.
Nie zmieniłam swojego numeru. Zmieniłam tylko to, komu odpisuję (“I Didn’t Change My Number”)
Billi Eilish zdaje sobie sprawę, że nie jest już tą samą, nikomu nieznaną buntowniczką. Teraz ciąży na niej odpowiedzialność za to, co śpiewa. Robi to intuicyjnie i mądrze. No właśnie….
Bo ja jestem zakochana w swojej przyszłości. Nie mogę się doczekać kiedy ją spotkam (“my future”)
Motyw nieszczęśliwej (chyba) miłości jest na tej płycie wiodący. Słychać to głównie w warstwie muzycznej, wiele piosenek to łagodne ballady, w dodatku zagrane bardzo oszczędnie. Słyszymy piosenki oparte na skromnym akompaniamencie gitary, albo z domowo brzmiącym pianinem. Bo właśnie te dobrze napisane piosenki są tu kluczem do sukcesu, że wymienimy choćby: “Billie Bosa Nova”, “Goldwing”, “Hallye’s Comet”, “Lost Cause” i “Your Power”.
Znasz mnie? Naprawdę znasz mnie? Masz zdanie o mojej muzyce, o moim ubraniu, o moim ciele? (“Not My Responsibility”)
Wśród tych bardzo osobistych, podszytych uczuciami utworów co raz pojawia się motyw nagłego wejścia w dorosłe, artystyczne życie. Przykładem jest utwór “NDA” czyli Non Disclosure Agreement (umowa o zachowaniu poufności), dowód na mierzenie się z ciemnymi stronami popularności. A kończy się świetnie zrealizowanym tytułowym “Happier Than Ever”, co jest oczywiście nieco przewrotne, bo z tekstów nie wynika, że artystka tryska szczęściem, ale na pewno łatwiej jej teraz tworzyć, będąc uznaną artystką.
Dobrze, że tych nowocześnie wykonanych utworów jest tu mało, bo dzięki temu są one bardziej widoczne i lepiej do nas przemawiające. Bo dzięki takim albumom można wierzyć, że muzyka jest niezamkniętym zbiorem, a gwiazda Billie Eilish będzie świeciła jeszcze długo. I coraz bardziej.
10/10