Skip to content
5 lut / Wojtek

Bitamina – „Kawalerka” [RECENZJA]

Do tej płyty zostałem namówiony, że to takie dziwne, odjechane i że pewnie powinno mi się podobać. Więc ok., podejmuję rękawicę. Przesłuchałem cały album kompletnie nieznanego mi zespołu i rzeczywiście muszę się zgodzić, że to dziwne i lekko odklejone. No i podoba mi się. I nagle trochę się przeraziłem. Już nawet nie tym, że mój gust muzyczny staje się dla otoczenia przewidywalny, ale że uchodzę za człowieka lubiącego dziwną muzykę. A może trzeba postrzegać to jako komplement, bo żeby nie podpowiedź znajomych, to pewnie nie dotarłbym do tego  ciekawego albumu.

Zespół Bitamina już jakiś czas funkcjonuje na naszym rynku, jednak ciągle jako formacja niszowa. Album „Kawalerka” to umiejscowienie zespołu pielęgnuje, bo to na pewno nie jest muzyka dla każdego. Trudno mi nawet sobie wyobrazić radiowe promowanie pojedynczych piosenek. Tego albumu należy słuchać w całości, bo to swoiste słuchowisko (pewnie dziś powinno się powiedzieć „audiobook”).  Między utworami wstawiono ciekawe, najczęściej utrzymane w konwencji czarnego humoru teksty mówione. I to wszystko w całości ma sens, bo ci panowie wciągnęli mnie do swojego świata. A ci wspomnieni panowie to 3 producentów, 2 wokalistów i 1 multiinstrumentalista, czyli Amar Ziembiński, Mateusz Dopieralski i Piotr Skibiński. I teraz zaczyna się wszystko sklejać, bo ta płyta jest głównie tworem produkcyjnym. Ale….przecież same teksty i sposób ich wykonywania, to istotny wyróżnik tego albumu – i tu swoją rolę odgrywa Mateusz, aktor grający w Niemczech.

Trudno jest rozmawiać o konkretnych utworach z „Kawalerski”, bo każdy z nich ma specyficzny koloryt. To co mnie najbardziej zachwyciło, to sposób śpiewania. Patent wykonywania większości piosenek w wielogłosie jest genialny. Pomijając już sporą trudność takiego sposobu wypowiedzi trzeba podkreślić, że właśnie to w dużym stopniu stanowi o dziwności całej muzyki. Bo przecież kompozycyjnie i konstrukcyjnie te piosenki odkrywcze nie są. Dopiero dodanie do nich wokalu ze sporym dystansem, w stylu „chłopaka z sąsiedztwa” sprawia, że stają się one atrakcyjne. Do tego dołożył się jeszcze podkład instrumentalny – kiedy trzeba oparty na unisonowych rytmach, momentami nieporadny, albo nagle używający instrumentów zaskakujących, w tym przypadku harfy.

Mimo swojej dziwności i kompletnej niekomercyjności są tutaj utwory, które jednak się wyróżniają.  Najbardziej charakterystyczny jest „Dom”, który chyba nawet mógłby zaistnieć w mediach. Moją uwagę zwróciły także „Post” i kończący album „Kuba”.

No i stało się. W moim opublikowanym na początku roku zestawieniu najciekawszych albumu 2017 r. następują zmiany, bo oto zespół Bitamina wskakuje na moją listę. Takie zaskoczenia lubię:-)

8/10

Zostaw komentarz