Bitwa wokalna?
O tym, moim „ulubionym”, etpapie The Voice of Poland zdanie mam ciągle takie samo, więc może po prostu zacytuję swoją wypowiedź sprzed roku
W tym programie etap bitewny to dla mnie zawsze największe nieporozumienie. Bo jak można sprowadzać sztukę do wymiernego porównywania? Często jest tak, że jakiś wykonawca podoba się jednemu specjaliście, a drugiemu już kompletnie nie. I nie ma w tym nic niezwykłego, bo o gustach się nie dyskutuje. Inną rzeczą jednak jest porównywanie 2 wokalistów podczas 1 wspólnego wykonania. Tutaj nie da się tego zrobić dobrze, bo przecież każdy ma inną ekspresję i inny sposób okazywania swojej wrażliwości. I w tej edycji to zagadnienie widać chyba najbardziej. Słaby wokalista nie ma prawa dobrze zaśpiewać duetu – najpierw trzeba umieć samemu dobrze wykonać piosenkę.
We wczorajszym odcinku było jednak znacznie gorzej niż w poprzednich edycjach – częściowo za sprawą samych wykonawców, częściowo dzięki beznadziejnie dobranym piosenkom. Takim programem robi się krzywdę wszystkim początkujacym wokalistom, bo wmawia im się, że jeśli jesteś dobry, to powinieneś umieć zaśpiewać wszystko. A tak przecież nie jest! Do zaśpiewania każdego rodzaju repertuaru może być przygotowany jedynie członek zespołu grającego na weselach, bo to jego praca. 😯
Wczoraj na 9 wystepów najbardziej podobal mi się duet Asteya Dec-Tobiasz Staniszewski. To był jedyny wykon, który nosił znamiona profesjonalizmu. Z tej dwójki znacznie bardziej, głównie dzięki swojemu luzowi i większej muzykalności, podobała mi się Asteya. Niestety jej trenerzy myśleli inaczej, więc do następnego etapu przeszedł Tobiasz. Na szczęście dzięki instytucji „kradzieży”, wokalistkę będziemy dalej oglądać w programie, co mnie bardzo cieszy 😆
Zabieg ratowania przegranych uczestników znacznie ożywił dramaturgię programu, zwłaszcza wczoraj, kiedy pomagano kilku uczesnikom. Jak to dobrze, że te decyzje były najczęściej uzasadnione. Szkoda tylko, że w większości przypadków trenerzy musieli wybierać pomiędzy średnim i słabym wykonaniem – wczoraj dominowały występy na poziomie niższym niż we wszystkich wcześniejszych edycjach.
Duety, które byłem w stanie zaakceptować to jedynie 3 wykonania. Najpierw zwróciły moją uwagę Agata Geisler i Sabina Nycek. Obie zaśpiewały energicznie, muzykalnie, nieźle. Bardziej podobała mi się Sabina. Jej trenerka była tego samego zdania, więc wokalista zostaje w programie. Drugi ciekawy duet to Michał Krawczyk i Krzysztof Bobecki. Ich wykonanie piosenki, za którą nie przepadam, nie było perfekcyjne, ale proste i neiprzekombinowane. Każdy z chłopaków starał sie wykonać swoją partię w inny sposób, ale też ich współpraca była miłą niespodzianką. Trochą bardziej mimo wszystko podobał mi się Krzysztof, na szczęście Michał, dzięki „kradzieży”, pozostaje w porgramie. I bardzo dobrze, bo to utalentowany, początkujący wokalista.
I jeszcze jeden interesujący duet i jeszcze ciekawsza historia. Natalia Kowalska i Karolina Leszko zaskoczyły mnie – głównie dlatego, że Natalia, która w przesłuchaniach w ciemno była intersująca, tym razem kompletnie się pogubiła. Psychicznie. Dobrze więc, że Karolina, znacznie bardziej doświadczona wokalistka, potrafiła zachować zimną krew i swoją konsekwentną interpretacją wygrała ten pojedynek. Jestem ciekaw, czy Natalia wykorzysta fakt pozostania w programieo (dzięki „kradzieży” do innej drużyny). Ten występ powinien być dla niej znakomitą lekcją pokory, ale czy tak będzie? To tylko zależy od ludzi, którzy ją otaczają. 👿
I muszę jeszcze wspomnieć o jednym wypadku. Do bezpośrednej walki wystawiono 2 niezłe wokalistki: Anę Andrzejewską i Sarę Girgis. Kibicowałem tej pierwszej, bo po przesłuchaniach w ciemno była jedną z moich faworytek. Występ się nie do końca udał, o czym wszyscy (głównie sama zainteresowana) doskonale wiedzą. No coż, trema jest zwierzęciem nieprzewidywalnym. Jednak główna przyczyna tej wpadki to chyba mimo wszystko czynniki obiektywne. Śpiewanie kiepskiej piosenki w atmosferze, w której wszyscy dookała wmawiają, że to jakaś walka na śmierć i życie, to nie są warunki do komfortowego występu. Może przypadek Any uzmysłowi producentom, że wokalista nie jest maszynką do śpiewania i że należy im się trochę szacunku. Po tym występie podobała mi się uwaga Edyty Górniak, że śpiewanie w duecie to głównie współpraca, a nie rywalizacja. I tutaj znowu ukłon do zasad programu – gdyby produkcja skupiała się na kreowaniu duetów, a nie sportowej rywalizacji, to zapewne efekt byłby lepszy. Cieszę się, że Ana Andrzejewska wyszła z tego żenującego pojedynku zwycięsko. Jestem przekonany, że dziewczyna udowodni, że jest w tym programie nieprzypadkowo 😉
Po tym koncercie jeszcze jeden wniosek. Już wcześniej pisałem, że ta edycja jest słabiej obsadzona niż wszystkie poprzednie. Wczoraj doszedł jeszcze jeden wyróżnik. Wcześniej zawsze najciekawsze były duety damskie lub ewentualnie mieszane. To w tym show zauważyłem, że panie mają znacznie mniej zawziętości i występ pt. bitwa bardziej traktują jako okazję do ciekawego wystepu, niż czystej rywalizacji. Tym razem było zupełnie inaczej. Może to przypadek, a może tylko fatum pierwszegom odcinka tej serii? Oby 😎