„Both Sides, Now”
„Both Side, Now” to jedna z bardziej znanych piosenek Joni Mitchell. Ta artystka, debiutująca w latach 60-ych ubiegłego wieku, właśnie prawie 50 lat temu napisała piosenkę żyjącą cały czas. Mało tego, to życie wydaje się coraz ciekawsze i nic nie wskazuje na to, aby mogło się szybko zakończyć.
Pisząc ten utwór artystka nie miała świadomości, że tworzy dzieło, które w jej bogatym dorobku będzie świeciło najjaśniej. Rzeczywistość jednak okazała się inna – piosenka bardzo szybko stała się przebojem. Szybko także zainteresowali się nią inni wykonawcy, stąd istny wysyp nowych wykonań, głównie w latach 60. i 70. Niestety żadne z nich nie wyróżnia się niczym szczególnym. Najczęściej jest to powielanie koncepcji Mitchell i nawet kiedy proponuje się inne tempo, ciekawszą aranżację i zmienione frazowanie, to ciągle jest to ta sama, lekko poprawiona piosenka. Potwierdzeniem braku klasy, ale też szczytem arogancji jest częste sygnowanie piosenki nie oryginalnym tytułem, a fragmentem tekstu „From Both Sides, Now”.
Istotny zwrot w artystycznym postrzeganiu piosenki nastąpił dopiero w latach 80-ych, kiedy nastąpiła era orkiestrowania tej pozornie banalnej ballady. Takie podejście nadało piosence nowe oblicze i mocno ją uszlachetniło, w konsekwencji doprowadziło do sal filharmonicznych. Ten etap życia piosenki najlepiej reprezentuje nagranie Natalie Cole.
Z uwagi na olbrzymią popularność utworu jego autorka, cały czas koncertująca artystka, jest na ten utwór „skazana”. Żadna publiczność na jej koncertach nie pozwala na opuszczenie sceny bez zaśpiewania tego wielkiego przeboju. Niemal 40 lat po pierwszym wykonaniu artystka nagrywa nową, bardzo inną, dojrzałą i refleksyjną wersję. Takie próby „poprawiania” wykonań przez ich twórców są zawsze ciekawe, pokazują bowiem proces, jaki w nich zachodzi. Przy okazji jest to też lekcja stylu dla artystów wykonujących obcy repertuar. To ponowne nagranie utworu przez Joni Mitchell rozpoczęło nowe życie piosenki, chętnie wykorzystywanej przy innych okazjach. Najpierw jest jej obecność w kultowym już filmie „Love Actually”, a za chwilę piosenkę wykorzystano podczas ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Vancouver. Akurat ta obecność niczym nie dziwi, wszak Joni Mitchell jest jedną z bardziej znanych na świecie Kanadyjek. Przy tej też okazji reżyser widowiska inscenizując piosenkę wyjaśnił całemu światu, o co w niej tak na prawdę chodzi.
Piosenka „Both Sides, Now” powstała pod wpływem powieści Saula Bellowa „Henderson król deszczu”. Bohater książki ogląda świat z dwóch stron: z ziemi i z nad chmur. Ten ciekawy przypadek Mitchell wykorzystała do pokazania dwóch stron tej samej monety, dwóch stron życia. Najlepiej prezentuje to ostatnia zwrotka piosenki.
I’ve looked at life from both sides now
From win and lose and still somehow
It’s lifes illusions I recall
I really don’t know life at all
Przyglądając się nowym wykonaniom, skupiłem się na poszukiwaniu przez artystów nowych obszarów. Takie właśnie wychodzenie poza oczywistą percepcję jest głównym wyróżnikiem klasy artysty. Moją uwagę zwróciła Bei Xu. Jej wykonanie to połączenie dojrzałości muzycznej ze stylistyką jazzową – w konsekwencji otrzymujemy nastrojową, zmysłową balladę. Właśnie taki sposób ekspresji muzycznej, bez narzucania się i epatowania nadmiernymi aranżacjami, jest trafieniem w środek serca wrażliwego słuchacza.
Propozycja gitarzysty pata Martino i Cassandry Wilson jeszcze bardziej skręca w stronę muzycznej magii. Tutaj wszystko podporządkowane jest nastrojowi – muzyczny minimalizm, oszczędna partia wokalna, ciekawe frazowanie. Takie wykonania przekonują, że „Both Sides, Now” może być zaliczana do standardów jazzowych.
Na przeciwnym biegunie w stosunku do dwóch właśnie wysłuchanych pięknych wykonań balladowych znajduje się wersja Carly Rae Jepsen. Na takie wykonania prawdopodobnie oburzają się zwolennicy poważnych, artystycznych kreacji. Tutaj jednak trzeba jasno powiedzieć, że koncepcja piosenki utrzymana w stylistyce klubowej, niezależnie od osobistych preferencji muzycznych, jest ciekawa. I w tym miejscu nie powinniśmy nawet rozmawiać o tym, czy taka wersja niszczy przesłanie autorki – liczy się koncepcja wykonania i konsekwencja, z jaką udaje się ją wykonać.
Podobnie można powiedzieć o wykonaniu zespołu Parasites. W tym przypadku można tylko podziwiać odwagę artystów, którzy porwali się na utwór, który w świadomości muzycznej melomanów znajdował sie w kompletnie innych obszarach.
Teraz wykonanie trochę inne. Mindy Gledhill, amerykańska wokalistka publikująca swoje prace głównie w internecie, nagrywa wersję bardzo osobistą. W jej wykonaniu, przy zachowaniu wierności linii melodycznej i tekstowi, utwór nosi znamiona trochę innego, nowoczesnego utworu.
Po wysłuchaniu ośmiu bardzo różniących sie wersji można znaleźć jeden wspólny element. Jest nim osoba wykonująca, czyli wokalistka. Zgodnie z niepisanym podziałem na repertuar męski i damski, również ten utwór został zaszufladkowany jako kobiecy. To takie typowe zachowanie, które często obserwujemy: utwór pierwotnie wykonywany przez kobietę, znacznie mocniej przyciąga wokalistki. Podobnie jest z utworami śpiewanymi oryginalnie przez mężczyzn. Wykonań męskich tej piosenki jest równie dużo jak interpretacji damskich, jednak te drugie są ciekawsze. Może to tylko przypadek, a może jednak jest jakiś podskórny pierwiastek zaszczepiony przez autorkę w taki sposób, że mogą go odczytać jedynie kobiety? Ciekawe…. Aby jednak dopełnić kolorytu różnych wykonań, warto posłuchać choćby jednego wykonania męskiego. Euson, mało znany, a dziś kompletnie zapomniany artysta z Aruby, nagrał wersję ciekawą i nienachalną.
Tę podróż z popularną piosenką kończymy nagraniem wybitnym. Wersja Singers Unlimited, ikony śpiewania wielogłosowego, to do dziś wzór rewelacyjnej koncepcji i mistrzowskiego wykonania. Taka wersja niewątpliwie wymyka się z ram klasycznego coveru, ale, co już odkrywaliśmy wielokrotnie, jedynie zespoły wokalne są zdolne do stworzenia prób artystycznych, które najczęściej są artystyczną wariacją.