Skip to content
8 maj / Wojtek

Bovska ciągle taka sama – „Sorrento” [RECENZJA]

4 albumy w ciągu 4 lat – tempo jak na taśmie produkcyjnej. I efekt podobny – dostajemy "produkty" z matrycy. Nowy album Bovskiej nie wnosi nic nowego…..A zapowiadało się tak dobrze:-(

Tak na prawdę to jedyny dobry album Bovska nagrała na samym początku. Wtedy był to powiew świeżości, bo ani to bardzo artystyczne, ani tym bardziej poważne, a jednak interesujące i zwracające uwagę. I to była główna zaleta artystki. Przy tym jej "niepiosenkarski" sposób śpiewania i ogólnie artystyczna jakość. To wszystko stworzyło postać interesującą. Jednak już przy albumie nr 2 zaczęło być nieco nużąco, a przy kolejnym było jeszcze bardziej przewidywalnie.

"Sorrento" to album z pozorną koncepcją, ale oprócz ciekawego tytułu i kilku drobnych nawiązań włoskich nie ma tu budowania opowieści. Bovska ciągle porusza się w tematyce przez siebie ulubionej, czyli kontaktach damsko-męskich. Niestety sposób narracji bliższy jest początkującej nastolatce niż dojrzałej artystce. Bo niby jest lekko i frywolnie, z podkreślającą ten niewinny charakter  lekko wtórną "muzyczką", tak jest zresztą od początku istnienia tej artystki. Ale w tym klimacie z przymróżeniem oka pojawiają się tematy pozornie poważniejsze. Dopóki dotyczą spraw uczuciowych to jest ok., gorzej, gdy Bovska uderza w poważne tony. Frazy w stylu: "wolę być niż mieć" były już na poprzednich albumach, teraz więc brzmią co najmniej egzotycznie. A jeszcze bardziej pretensjonalnie jest gdy słyszymy coś takiego:  "Jadę po mieście / Czytam Herberta / Szukam esencji / Mej egzystencji".

Bovska od początku współpracuje z tym samym producentem. Udział Jana Smoczyńskiego, na poprzednich albumach istotny, teraz sprowadza się do realizacji brzmienia albumu. Szkoda, że to, co było jego wizytówką, czyli duety, teraz jest zaledwie zasygnalizowane. I paradoksalnie każdy utwór z jego udziałem wokalnym jest wyróżniający się na tle większości bardzo podobnych i utrzymanych w jednym klimacie piosenek. Tak więc zwraca uwagę "Włącz, wyłącz", chyba najciekawszy tutaj utwór. Podobnie mogło być z "Pytaniami", bo delikatny drugi głos Smoczyńskiego bardzo zaostrzył mój apetyt. Niestety potem piosenka mocno zmienia charakter – miało być miło i zmysłowo, a wyszedł koszmarek. I skoro już przy duetach jesteśmy, to udział towarzyszącego artystce w "Guzikach" Vienio też raczej nie do końca został wykorzystany  – coś w rodzaju źle obsadzonego aktora.

Kiedy już pomarudziłem nagle zdałem sprawę, że tu jest jakiś trick. Bo każda piosenka słuchana z osobna jest nawet atrakcyjna, a niektóre z nich mogą świetnie sprawdzić się w radiu, np. "Między nami", albo piosenka z niewykorzystanym potencjałem "Będę przy tobie". Jednak w całości płyta jest nieco nudnawa, ale…. W porównaniu z wieloma polskimi, bardziej popularnymi paniami piosenkarkami, twórczość Bovskiej jest ciągle interesująca. I znowu powtórzę to, co już pisałem recenzując poprzedni album:

Własny styl i charakterystyczne brzmienie to elementy, które w sztuce są bezcenne – Bovską można rozpoznać po kilku taktach każdej piosenki. Więc może niepotrzebnie się czepiam? Pewnie tak, bo to nadal bardzo interesująca artystka, a problem bardziej leży w moich wysokich oczekiwaniach, jakie z nią wiązałem. 

6/10

 

Zostaw komentarz