Skip to content
13 maj / Wojtek

Bovska – „Pysk” [RECENZJA]

Na tę artystkę zwróciłem uwagę w ubiegłym roku, a jej album uważam za jedną z lepszych polskich płyt 2016 roku. Ucieszyła mnie jej  nominacja do Fryderyka, trzymałem kciuki do końca. To, że Bovska nie jest rozpieszczana przez media wiem już jakiś czas, dlatego w ogóle nie zdziwiłem się, że statuetkę odebrał Piotr Zioła. I się nawet ucieszyłem, bo to interesujący artysta.

Zaledwie rok po świetnym debiucie Bovksa wydaje drugi krążek. Czemu tak szybko? Może chodziło o „niezasypianie gruszek w popiele”? A może artystka jest tak płodna, że nie było na co czekać? Po przesłuchaniu albumu wydaje mi się, że pójście za ciosem nie zawsze się artystycznie broni. W tym albumie znalazły się piosenki interesujące, ale już nie tak ciekawe jak w pierwszym krążku. Mimo to już dziś można powiedzieć, że Bovska bardzo szybko wypracowała swój styl. Jej sposób pisania i wykonywania piosenek jest tak charakterystyczny, że tej artystki nie można pomylić z nikim innym. I wydaje mi się, że właśnie teraz Bovska, mając świadomość, że nie będzie wykonawczynią mainstreamową, jeszcze bardziej postawiła na indywidualizm.

Jest tu kilka utworów interesujących pod względem zawartości muzycznej i tego, o czym opowiadają: „Wek”, „Cyrk”, „Nie dzielę na dwa” i „Lubię”. Dobrze że Bovska cały czas współpracuje z tym samym producentem, czyli Janem Smoczyńskim, bo ich duety stają się kolejnym znakiem rozpoznawczym. Najlepiej to wyszło w piosence „Kosmodrom”. Mnie jednak najbardziej kręcą piosenki nieco odjechane, jak „Firanka” i „Autoreset”.  Takim repertuarem Bovska wchodzi do nurtu niszowego, tworząc muzykę dla nowoczesnej i wymagającej publiczności. I wszystko wskazuje na to, że artystka odnalazła już swoją drogę i że na tej drodze możemy spodziewać się jeszcze czegoś interesującego. Będę czekał z niecierpliwością.

7/10

Zostaw komentarz