Brodka i jej zaskoczenia w „Sadzy” [RECENZJA]

Po pierwsze – krótko
22 minuty muzyki i 7 utworów – tak Monika Brodka zrobiła swój coming out. „Sadza” jest mroczna i tajemnicza, ale też bardzo odważna, ale to już wiedzieliśmy, bo artystka nigdy nie bała się wyzwań. Teraz poszła jeszcze dalej – mogła zostać w stylistyce od której rozpoczęła, wypuszczać przebój za przebojem, atrakcyjne radiowe piosenki, tymczasem Brodka od kilku lat idzie pod prąd, szuka swojej ścieżki. I ta kondensacja, ale też świetna koncepcja dogadują się tu wspaniale
Po drugie – po polsku
Artystka wyszła ze strefy komfortu, nie ukrywanie się za językiem angielskim, opowiedzenie nam o rzeczach ważnych, to pokaz najwyższej świadomości i odwagi. Teksty są odważne i bardzo osobiste, jak „Monika”. Chyba nie można było wyraźniej zaznaczyć swojego „tu i teraz”. Jeśli porównamy wcześniejsze albumy, to wiemy, że wszystko było po coś. Brodka potrzebowała czasu, żeby artystycznie dorosnąć. I skoczyć na główkę, jak w robiącej na mnie największe wrażenie w „Hydroterapii”. Towarzyszący jej Zdechły Osa to dodatkowe podkręcenie dramaturgii. Tym wyborem artystka pokazała, że obecnie bliżej jej do tych „niegrzecznych” chłopaków, niż klimatów, z którymi wcześniej była utożsamiana. A teraz okazuje się, że wokalistka uważana za ikonę stylu, tak naprawdę nie jest grzeczną dziewczynką, która za wszelką cenę chce zrobić karierę.
Po trzecie – prawda i tylko prawda
Brodka doskonale wie, jak ma brzmieć ten album, napisała teksty i muzykę, zrealizowała też teledyski. Jednak to, co najważniejsze, to szczerość do bólu. Jest mrocznie i momentami dziwnie, ale tak szczerze zrobione, że wierzymy w każde słowo. Od początku do końca. No właśnie, zamknięcie albumu „Outro” to nawiązanie do ważnego dla artystki krążka „Granda”. W jakby nowej wersji, a raczej remixie piosenki „Miał być ślub” Brodka mówi nam kim jest dzisiaj. Może chodzi o pokazanie, że teraz artystka tę piosenkę czuje dziś inaczej? A może, że się od niej odcina? Szkoda jedynie, że realizacyjnie coś poszło nie do końca perfekcyjnie, bo niektóre fragmenty tekstu trudne są do zrozumienia – oprawa muzyczna wpycha się trochę za mocno. I tu dochodzimy do kolejnego zaskoczenia, czyli…
….Po czwarte – muzyka
Ten rozpychający się i szukający także swojej przestrzeni jest producent. I chyba lepiej nie można było wybrać, bo 1988 to artysta znakomity, chociaż ciągle jakby niszowy. Podziwiać można realizację wszystkich piosenek, zwłaszcza tych w warstwie melodycznej bardzo zwyczajnych, jak „Wpław” i „Taka zima”. Wspomniana „Monika” mogłaby nawet zabrzmieć nieco banalnie, jednak 1988 zrobił z tego utwór, który się pamięta. A już w „Sadzy” i „Utracie” producent tak mocno wrzucił swoją nieobliczalność, że utwory są diaboliczne, ale też bardzo rasowe i interesujące.
I jeszcze osobno o samym 1988. Kiedy jego formacja Syny się rozpadła byłem niepocieszony. Jednak kiedy Piernikowski, czyli połowa Synów, zaczął nagrywać solowe albumy wiedziałem, że ten rozwód był po coś. Z kolei 1988 poszedł we współpracę produkcyjną dla innych raperów, ale też tworzy solowe albumy z gościnnym udziałem wokalistów. Jego najnowszy album „Ruleta” jest już na mojej liście najciekawszych płyt tego roku. I wszystko na to wskazuje, że będzie podwójnym laureatem.
8/10