Bruno Mars, Anderson .Paak, Silk Sonic – „An Eveving With Silk Sonik” [RECENZJA]

Dwóch łowców skalpów zapragnęło tych skalpów jeszcze więcej. I na pewno im się udało, a przy okazji udało się zadziwić i zachwycić cały muzyczny świat. Oto dwóch gigantów łączy siły, tworząc duet Silk Sonic. Bruno Mars jest już tak znaną i uznaną postacią (11 Grammy), że właściwie nie musi robić nic nowego. Z kolei Anderson .Paak co prawda ma już 2 nagrody Grammy, zdobyte rok po roku w dwóch różnych kategoriach (rap i R&B), ale ciągle jest artystą znanym dużo mniejszej grupie odbiorców. Można się zastanawiać, jak doszło do współpracy tych muzyków – tu odpowiedź jest prosta – panowie spotkali się w 2017 roku, kiedy raper występował jako support podczas trasy promującej album „24K Magic” Bruno Marsa. Na pewno wtedy artyści lepiej się poznali, ale też odkryli, że mimo reprezentowania raczej innych muzycznych światów kręcą ich podobne klimaty. Pandemia sprawiła, że bardzo zajęci dotąd artyści zmuszeni do domowej izolacji mieli więcej czasu na spokojny proces twórczy, a także współpracę z muzykami, którzy wcześniej nie mieli na to czasu. Najpierw jeden zadzwonił do drugiego, potem miesiąc popracowali w studiu, i tak powstał świetny album pod marką Silk Sonic.
Już po pierwszym wysłuchaniu wiadomo, że panowie rozbili bank. To, co wcześniej wydawało się pomysłem karkołomnym, czyli połączenie muzyki popularnej z nowoczesnym rapem i R&B przyniosło znakomity efekt. Obaj artyści potwierdzają, że dzielenie muzyki na gatunki to pomysł już dawno nieaktualny, a ich spotkanie się gdzieś po środku pozwoliło na oddanie szacunku artystom lat 70., głównie tym kojarzonym ze znakiem jakości wytwórni Motown. Materiał nagrano na dużym luzie, podkreślając to jeszcze bardziej w teledyskach, jak choćby w tym do „Smoking Out The Window” stylizowanym na modne kiedyś boysbandy. Albo „Skate” z charakterystycznymi smyczkami i głosami drugiego planu.
I w tym dobrodziejstwie świetnych utworów jest miejsce na gwiazdę, „Put on a Smile”. Utwór jest tak świetnie zagrany, z ciekawymi podziałami rytmicznymi i wieloma aranżacyjnymi smaczkami, że musiałem go zapętlić. Szkoda, że teledysk jest kompletnie nieudany, dlatego rekomenduję wysłuchanie utworu w wersji audio.
Artyści udają buńczucznych młodzieniaszków, co i rusz puszczając oczko do słuchacza swoimi niewybrednymi tekstami podrywu („nie ugryzę cię, no chyba że lubisz”). Można się spodziewać, że podczas pracy nad albumem panowie nieźle się bawili mogąc wcielić się w rolę młodocianych bawidamków, bo 36-letni Bruno Mars i młodszy o rok Anderson .Paak. to już przecież panowie w sile wieku.
Słyszymy zaledwie 30 minut muzyki. I jeśli wydawało się, że to trochę za mało, to jestem przekonany, że każdy kto posłucha albumu poczuje niedosyt. Bo chyba nie można mieć wątpliwości, że panowie mogli nagrać więcej materiału. Tylko po co, skoro w tych 9 utworach tyle się dzieje, że nie ma o czym gadać.
10/10