Skip to content
17 maj / Wojtek

Chick Corea – „Antidote” [RECENZJA]

Chick Corea – nazwisko legenda w muzyce popularnej. Można go nie znać? Pewnie można, podobnie jak można nie wiedzieć kto to Beethoven albo Hemingway. Tacy ludzie podobno ciągle żyją i mają się dobrze:-)

"Antidote" to 23. nagroda Grammy tego  artysty, co przy wszystkich ponad 60 nominacjach jest jednym z lepszych wyników w historii tej nagrody. Zbliżający się do 80-tki muzyk pokazuje, że jeszcze ma dużo do powiedzenia. Co prawda ta płyta nie jest jakimś szczególnym błyskiem geniuszu, a Grammy w kategorii "Best Latin Jazz Album" to już nieco gorsza liga niż wygrana wśród wszystkich jazzowych albumów. Ale to na pewno wielki sukces debiutującego fonograficznie zespołu The Spanish Heart Band. 

Płyta zdominowana jest wpływami flamenco, a dedykowano ją właśnie ikonie tej muzyki, gitarzyście Paco de Lucia. W ten sposób Corea mógł nawiązać do swojej współpracy z gitarzystą. Również towarzyszący mu 8 – osobowy zespół powstał na bazie kilku byłych muzyków grających z Paco de Lucia, a uzupełnionych znakomitymi instrumentalistami znanymi ze współpracy z najlepszymi.

"Antidote" to 74 minuty muzyki, głównie instrumentalnej. Jest też kilka piosenek, ale te można potraktować jako komercyjny dodatek, bo rządzi tu muzyka instrumentalna. Słychać, że Corea, jako mózg operacji, czuje się jak ryba w wodzie, ale też miał dla kogo wymyślać te wszystkie cudeńka. Szkoda, że mistrzostwo instrumentalistów mocno odbiega od śpiewających gości, bo wydaje mi się, że Corea mógł zaprosić kogoś lepszego. 

Ale….nie narzekajmy, bo mając prawie 80 lat i tak wielki wkład w historię muzyki XX wieku można już nic nie robić. Tymczasem Chick Corea ciągle jest aktywny i ciągle daje nam radość ze słuchania swojej muzyki.

9/10

Zostaw komentarz