Christie Dashiel – „Journey In Black” [RECENZJA]

Artystka, która w wieku 36 lat nagrywa dopiero drugi album na pewno nie może o sobie powiedzieć, że życie ją rozpieszczało. Ale w muzyce, jazzowej zwłaszcza, nie często się idzie na skróty, a przykłady nastoletnich wykonawców, którzy zdobywają światową karierę, to przypadki jednak wyjątkowo rzadkie. Kariera Chrstie Dashiel to kolejny przykład cierpliwości i pokory – album „Journey In Black” został uznany poprzez nominację do tegorocznych Grammy. Artystka może być znana polskim słuchaczom – w ubiegłym roku wystąpiła na festiwalu Era Jazzu w Poznaniu w ramach projektu „Black Lives”.
To co najpierw zwraca uwagę w tym albumie to ogromna radość grania. Wokalistka i towarzyszący jej zespół to jeden organizm, wszyscy wiedzą po co są razem, zwłaszcza w takich utworach, jak: „Ancentral Folk Song” i „Influence”. Wrażenie robi sposób śpiewania Christie, otwarty i nie skupiający się na tradycyjnych technikach, jakby to wszystko wypływało z serca. Na drugim biegunie są tu typowe piosenki: „The Things You Do” i zamykająca album piękna ballada „Brother Sister”. W tej drugiej zauważamy, że artystka równie swobodnie czuje się w stylistyce R&B. A największe wrażenie robi na mnie „How It Ends”, utwór, którego słuchałem najcześciej. Tutaj wokalistka zaimponowała powściągliwością, używając tylko tych środków, które w jej interpretacji były potrzebne, bez popisywania się. Brawo!
Jakby tego wszystkiego było mało, w środku albumu artystka serwuje nam wykonaną a cappella, wielogłosową „Always Stay”. To naprawdę bardzo dobry album. I tylko zbieg okoliczności sprawi, że w tym przypadku na nominacji się skończy, bo kandydatów do statuetki w kategorii „vocal jazz” jest kilkoro. Ja stawiam na Samarę Joy, ale mamy w tej stawce jeszcze kilkoro innych uznanych wykonawców.
10/10