Corinne Bailey Rae – „The Heart Speaks in Whispers” [RECENZJA]
Corinne Bailey Rae jest artystką uznaną na świecie, u nas trochę mniej. Jej tempo nagrywania albumów świadczy o długim procesie twórczym – druga płyta powstała 4 lata po pierwszej, a na „The Heart Speaks in Whispers” musieliśmy czekać aż 6 lat. Zainteresowanie tą artystką od początku była znaczące, a potem było tylko lepiej. Pierwsza płyta otrzymała „zaledwie” 4 nominacje do nagrody Grammy, ale już drugi krążek uhonorowano 2 statuetkami. Jak będzie w przypadku tego albumu? Czy odniesie sukces porównywalny z wcześniejszymi?
„The Heart Speaks in Whispers” to płyta na pewno solidnie przygotowana. Niewątpliwie wszystkie utwory są bardzo profesjonalnie nagrane – od pierwszych dźwięków wiemy, że mamy do czynienia z produktem luksusowym. Wrażenie robi lość piosenek , bo 16 utworów to rzadkość. Co prawda te wszystkie piosenki znalazły się tylko w wersji deluxe, ale właśnie dzięki temu album jest dużo ciekawszy. Na płycie w wersji podstawowej, z 12 utworami, piękne piosenki „Been to the Moon” i „Hey, I Won’t Break Your Heart” przeplatają się z utworami dużo słabszymi. Nie rozumiem, jak tak doświadczona artystka mogła sobie pozwolić na nagranie komleptnie przegadanych muzycznie „Horse Print Dress” i „Do You Ever Think of Me?”
Tutaj dochodzimy do paradoksu – na płycie podoba mi się szczególnie 5 piosenek, z czego aż 3 znajdują się w edycji specjalnej. „Push On for the Dawn” i „In the Dark” to piosenki, których mogę słuchać bez końca. A już rewelacją jest „High”, dla mnie zdecydowanie najlepszy utwór na płycie.
Dlaczego te 3 piękne piosenki ukryto na płycie w wersji limitowanej? Czyżby artystka nie umiała ocenić, które utwory są bardziej wartościowe? A może chodzi o przypodobanie się masowemu słuchaczowi? Widocznie taką przyjęto strategię marketingową. I dobrze, tylko że w takim razie trzeba ponosić konsekwencje swoich wyborów. Mnie takie artystyczne rozdwojenie kompletnie nie przekonuje. Wydaje mi się, że gdyby artystka zdecydowała się na płytę taką, jaką chciałaby usłyszeć, nie wynikającą z kombinowania, to mielibyśmy do czynienia z albumem dużo lepszym. Jeśli tworzy się coś dla każdego, to w gruncie rzeczy powstaje towar dla nikogo. A dla mnie raczej nie, a szkoda. Wielka szkoda!
Mimo wszystko muszę skończyć optymistycznie, bo przy okazji tej płyty dowiedziałem się, że jestem melomanem klasy deluxe 😛 Aczkolwiek…..kosztem mojego dobrego samopoczucia wolałbym, aby to była świetna płyta, bo chyba niewiele brakowało, aby tak się stało. No cóż….sztuka nie lubi przekombinowania.
Moja ocena: 7/10