Cory Wong. Dirty Loops – „Turbo” [RECENZJA}

Cory Wong – gitarzysta i basista znany jest ze współpracy z wieloma świetnymi muzykami, jak choćby: Vulfpack, Dave Koz, czy Chril Thile. Można jednak odnieść wrażenie, że dopiero występy z Metropole Orkestr pozwoliły artyście na znalezienie się w nieco innym świecie. Prawdopodobnie w tych kręgach Cory Wong poznał szwedzki zespół Dirty Loops. Ten z kolei dosyć szybko został doceniony przez kogo trzeba, bo odkrycie przez samego Davida Fostera, legendarnego producenta wielu znakomitości to już coś. Potem były występy z wieloma uznanymi muzykami, w tym także dobrym znajomym wspomnianej orkiestry – Jacobem Collierem.
„Turbo” to siedem utworów, w większości instrumentalnych, do składu zaproszono jeszcze kilku muzyków na instrumentach dętych. Utwory są bardzo starannie opracowane, wykonane z niezwykłą pasją, wszystko brzmi soczyście i interesująco. Tego chce się słuchać, bo takie utwory jak „Ring of Saturn”, czy „Hastratta” to prawdziwe perełki. W tym drugim utworze słychać wyraźnie stylistykę Vulfpack. I pewnie dlatego ten utwór tak bardzo mi się podoba.
Trochę dziwną decyzją jest włączenie do tego materiału dwóch piosenek. Można zrozumieć umieszczenie otwierającej album „Follow The Light”, świetnej piosenka w klimacie Michaela Jacksona. I to pewnie nie przypadek, bo pod koniec albumu słyszymy cover słynnego „Thrillera”. Owszem, utwór jest wykonany dosyć interesująco, ale na tym krążku brzmi nieco dziwnie. Być może, gdyby muzycy zdecydowali się na album w całości instrumentalny, ewentualnie jedynie z tą jedną piosenką autorską dla zaznaczenia tożsamości Dirty Loops, to powstałby album dużo bardziej spójny.
9/10