Cory Wong – „Starship Syncopation” [RECENZJA]
Powiedzieć o tym artyście, że ma muzyczne ADHD, to chyba jeszcze za mało, bo 19 albumów, w tym ponad drugie tyle jako gość innych artystów to dorobek imponujący, zwłaszcza że Cory Wong za rok skończy dopiero 40 lat! Najnowszy krążek tego bardzo zapracowanego gitarzysty to druga współpraca z Metropole Orkestr, zespołem, który gra z najlepszymi.
To wyjątkowa płyta, cała instrumentalna, po dłuższym czasie bez żadnego gościnnego wokalisty. Cory Wong jest tu kompozytorem całego materiału, także producentem i współaranżerem. Przy każdym utworze na liście wykonawców, oprócz Wonga i orkiestry, podawany jest Jules Buckley, wieloletni dyrygent Metropole Orkestr. Nagrywanie płyty w tak zacnym towarzystwie musiało się udać – od początku jest soczyście dźwiękowo i atrakcyjnie. Wszystkie utwory są interesująco opracowane, a takie, jak: „The Sorcerer” i „Sell By Date” to najciekawsze elementy, chociaż trudno tu znaleźć jakieś słabsze momenty.
Cory Wong pokazuje, że czuje się dobrze w każdym muzycznym towarzystwie. Z jednej strony mamy płyty z zespołami Vulfpack i Fearless Flyers, a zupełnie inna, ale równie szalona jest współpraca ze szwedzkim zespołem Dirty Loops. Jeśli dodamy jeszcze projekty z takimi tuzami, jak: Dave Matthews Band i Jon Batiste, to można się jedynie dziwić, kiedy Cory Wong ma na to wszystko czas. Na razie cieszę się najnowszym krążkiem artysty i czekam na następne.
10/10