Skip to content
24 sty / admin

Cory Wong – „Wong’s Cafe”

Ciekawe, ile czasu będą potrzebowali miłośnicy Vulfpeck na odkrycie, że to właściwie kolejny krążek tej kapeli. Tak, tytuł jest nieco zwodniczy, bo firmowanie albumu nazwiskiem byłego gitarzysty zespołu to spore zaskoczenie. Cory Wong ostatnio trochę się miota chcąc zaistnieć pod własnym nazwiskiem. Niedawno wydany album ze szwedzką grupą Dirty Loops, a nieco wcześniej krążki z Davem Kotzem,  Jonem Batiste i z The Wongnotes – łącznie na 19 albumów w karierze artysty, aż 10 studyjnych płyt powstało w ostatnich 2 latach. Tę ambicję Cory Wong wypełnia samodzielnie, będąc jednocześnie producentem i wydawcą większości albumów, albo nagrywając je pod marką Vulf, tak jak właśnie „Wong’s Cafe”. I to może rozwiązanie tej całej zagadki, bo Vulf Records to wytwórnia powstała na potrzeby Vulfpeck właśnie.

Muzyka na tej płycie to materiał nagrywany w różnych okolicznościach przez cały Vulfpack lub niektórych jego członków. Wspólnym mianownikiem jest tutaj Wong, zresztą on jest kompozytorem połowy materiału. Słyszymy tu jeszcze kompozycje dwóch członków Vulfpack (Jack Stratton i Woody Goss) i to dzięki nim czujemy się jakbyśmy słuchali nieznanych, ale częściej jednak słyszanych już wcześniej utworów.

Ten album wyróżnia się konsekwencją, wszystkie utwory są instrumentalne, a Cory Wong stara się tutaj być muzykiem widocznym (w tym przypadku lepiej będzie powiedzieć „słyszalnym”). Dla mnie to materiał, którego słucha się z przyjemnością. Zastanawiam się jednak, co sprawia, że Cory Wong tak mocno się ostatnio eksponuje?

9/10

Zostaw komentarz