De Mono – „Osiecky” [RECENZJA]

Piosenki Agnieszki Osieckiej są z nami od zawsze. Trudno sobie wyobrazić Polaka, który nie zna choćby jednego utworu z jej tekstem. A napisała ich sporo, bo około dwa tysiące. Większość piosenek powstała we współpracy ze znakomitymi kompozytorami, wykonywali je najlepsi. A jeszcze ostatnio, po emisji kontrowersyjnego serialu, jej twórczość jeszcze bardziej zainteresowała przeciętnego odbiorcę. Cały czas nowi artyści sięgają po te piosenki tworząc nowe, często ciekawe wersje. Wśród tych wykonań osobne miejsce stanowią albumy monograficzne – takie próby podjęli między innymi Katarzyna Nosowska, Stanisław Sojka, Anna Serafińska, czy zespół Raz Dwa Trzy. Do tego grona dołączył ostatnio zespół De Mono. Najpierw, rok temu, było widowiska OsieckY, w całości poświęcone poetce. A że przygotowań było sporo, zrobiono bardzo dobry, świetnie przyjęty koncert, to szkoda było to zostawić. I tak narodził się pomysł, aby uwiecznić to na płycie.
W albumie umieszczono 14 piosenek. Ich dobór może być zaskakujący, bo wybrano kilka utworów bardzo popularnych, ale są też piosenki mniej znane, jak „My Mamy Kota”, czy nieco zapomniane „Jeszcze Zima” i „Piosenka Przeciw Zasypianiu”. I dobrze, że przy takich okazjach odkurza się niektóre piosenki. Nie jestem jednak przekonany, czy układając kolejność na płycie przyjęto jakiś klucz, bo można odnieść wrażenie, że poukładano je na zasadzie: wolna – szybka – wolna – szybka.
Zaskoczył mnie początek, krótka wielogłosowa wokaliza, bo takiej maestrii po tym zespole się nie spodziewałem. I fajnie, że wszyscy członkowie zespołu trochę się wokalnie udzielają, bo ich udział w kilku utworach na pewno pomaga. Weźmy dla przykładu „Deszcze Niespokojne”, czyli kultową piosenkę z serialu o czterech pancernych – początkowo razi mnie zbyt dosłowna kopia aranżacji instrumentalnej, ale potem, kiedy pojawiają się wszyscy członkowie zespołu z fragmentem refrenu, to zauważamy, że to wszystko razem świetnie się klei. Ciekawy też jest dodatkowy akompaniament wokalny w „Uciekaj Moje Serce”.
Płyta zwraca uwagę starannością realizacji – piosenki są dobrze zagrane i zaśpiewane, najczęściej z jakąś koncepcją. I dobrze, że nie ma tu żadnego przekombinowania, dominuje kształt pierwotny, a jeśli słyszymy coś nowego, to jest to zrobione z dużym wyczuciem. Niezły też jest Andrzej Krzywy, jego prowadzenie ścieżek wokalnych świadczy o dużych umiejętnościach, ale też szacunku do oryginałów. Co prawda można się przyczepić do dykcji w „Kołysance Dla Okruszka”, jednak na tle całości to raczej drobiazg. Bo może do tej płyty nie będę wracał, to cieszę się, że ten materiał powstał. Cieszę się także, że go kilka razy z przyjemnością wysłuchałem.
7/10