Debiuty w Opolu, czyli Quo Vadis 2015
Za każdym razem kiedy oglądam opolskie debiuty zastanawiam się, komu ten koncert ma służyć? Pewnie jedynie organizatorom, którzy są tak mocno związani z tradycją, że nic nie chcą z tym reliktem przeszłości zrobić. Oczywiście nie uważam, że koncert debiutów jest niepotrzebny – należy mu się jednak nowy pomysł, bo opieranie się na formule sprzed kilkudziesięciu lat teraz nie przystaje do rzeczywistości. Dzisiaj, w natłoku rozmaitych talent show, ale przede wszystkim przy olbrzymich możliwościach promowania się przez internet, pokazanie się na festiwalu w Oplu to już nie klasyczny debiut, a raczej kolejna szansa na zaistnienie.
Rok temu zastanawiałem się jaki repertuar można zaproponować debiutantom w 2015 roku, aby znowu im utrudnić. Stawiałem na piosenki uznane za arydzieła, a tym czasem organizatorzy zafundowali jeszcze większą niespodziankę. Piosenki Skaldów to tylko pozornie muzyka lekka, łatwa i oprzyjemna. I to świetnie udowodnili uczestnicy tegorocznego konkursu :mrgreen:. Okazuje się, że drastyczne ogranicznie uczestników konkursu do rekordowej liczby 6 (zazwyczaj było co najmniej kilkunastu) w niczym poziomowi nie pomogło. I było chyba nawet odwrotnie – przy tak małej licznie wykonawców gołym okiem, czyli uchem odkryła się nędza uczestników. Tak kiespkiego koncertu debiutów nie pamiętam 😳 Aż nie mogłem uwierzyć, że do tego stopnia można zespuć dobre piosenki, ale jeśli nawet szwankuje intonacja, bo fałsze wokalistów były w tym koncercie wszechobecne, to chyba nie ma oczym gadać! 😈 I nawet nie pomogła świetna oprawa instrumentalna z interesującymi aranżacjami Tomka Szymusia.
Na szczęście była jeden wykonawca, który odważył się pokazać indywidualność. Zespół Mery Spolsky zaprezentował ciekawą wersję, trochę na zasadzie wariacyjnego opracowania pierwowzoru. Na tle całej beznadziei ich występ odróżniał się znacznie.
I to wszystko – jaki koncert, taka relacja 🙄 . Teraz wystarczy poczekać co będzie się działo z koncertem opolskich debiutów za rok. Analizując drogę, którą zmierza można się spodziewać, że albo trafi na przepaść albo na Mesjasza, który przeprowadzi tę imprezę w nowe, bezpieczne miejsce. Na razie wystarczy jedynie się modlić, aby za rok nie znalezniono jeszcze trudniejszego repertuaru, na którym jeszcze bardziej przypadkowi adepci będą dokonywali wiwisekcji i jeszcze innych równie skandalicznych eksperymentów.