Duñe & Crayon RECENZJA – „Hundred Fifty Roses” [RECENZJA]
Ten francuski duet pokazuje, że nie trzeba pochodzić z kraju anglojęzycznego, aby nagrywać nowoczesną muzykę R&B. Co prawda w przypadku tego albumu trudno jednoznacznie określić stylistykę, ale słuchając nominacji Grammy w kategorii progressive R&B ostatnich lat wydaje mi się, że to najlepsze dla tych artystów miejsce. I nie mówię jedynie o stylistce, ale również o poziomie artystycznym i poszukiwaniu własnego miejsca w muzyce. “Hundred Fifty Roses” to album nowoczesny i dojrzały, zwłaszcza, że został nagrany 3 lata temu, czyli, w przypadku muzyki “postępowej”, prawie jak w poprzedniej epoce.
To pierwszy album tego duetu, poprzedzony EP-ką wydaną 4 lata wcześniej. Tempo więc nie jest zawrotne, i pewnie więcej materiału nie będzie, bo ostatni singiel Duñe nagrał z kimś innym. I to byłaby ogromna szkoda, bo to, co słyszymy może budzić podziw. 13 piosenek, gdzie tekst świetnie dogaduje się z muzyką, a właśnie ta jest tutaj na pierwszym planie ze swoim całościowym podejściem do brzmienia – Crayon doskonale wie co robi. Na szczęście Duñe, jako wokalista i naturalna twarz projektu nie rozpycha się, czujemy, że panowie dobrze rozumieją wspólny cel. I to, że dopuszczono tak dużą liczbę gości. Szczególnie interesująco brzmią wokaliści francuskojęzyczni, dzięki nim robi się ciekawie i zjawiskowo, na pewno inaczej. Najlepszym przykładem jest “Pointless”, gdzie wszystko jest nieśpieszne, przemyślane i wyraziste, a klimat stworzony przez gościa to wisienka na torcie.
Cieszę się, że na tych artystów trafiłem przypadkowo, bo to ciągle wykonawcy mało znani poza swoim krajem. Okazuje się, że nawet we Francji można stworzyć muzykę nowoczesną i to taką, która kompletnie nie kojarzy się z tym krajem. A w Polsce? Nadal zima.
10/10