Durand Bernarr – „En Route” [RECENZJA]
Jeśli tacy artyści jak Durand Bernarr muszą czekać prawie 20 lat na uwagę środowiska, to nie ma o czym gadać. Tak, zaistnienie na amerykańskiej muzycznej scenie to przywilej nie dla każdego, nawet jeśli pozornie ma się wszystko, aby być kimś znaczącym. A ten artysta niewątpliwie ma.
Można powiedzieć, że Bernarr, będąc synem zawodowych muzyków był skazany na sukces – już w wieku 16 lat wyruszył jako asystent swojego ojca na w trasę Earth, Wind & Fire. Bardzo wcześnie zaczął też umieszczać na YT swoje wersje przebojów, w tym sporo piosenek Erykah Badu. I tu ciekawostka, bo właśnie ta artystka, po odkryciu tych nagrań, zaproponował mu dołączenie do jej zespołu.
Od swojego debiutu w 2009 roku artysta wydał 3 albumy i 4 EP-ki. Sporo, jak na artystę, który funkcjonuje głównie jako członek zespołu kilku uznanych artystów. „En Route”, jego ostatnia EP-ka, to zaledwie 25 minut muzyki, ale wyróżnienie jej nominacją do nagrody Grammy to potwierdzenie, że mamy do czynienia z czymś nietuzinkowym. Cieszę się, że dzięki temu poznałem tego bardzo obiecującego artystę.
To co mnie najbardziej ujmuje, to z jednej strony fantastyczny głos artysty, ale także świetne, dobrze wykonane kompozycje. Bo już w otwierającym album „Unknown” czuję, że słucham kogoś bardzo interesującego. Potem w każdej kolejnej piosence dzieje się coś ciekawego, jak choćby fajne, nowoczesne klimaty latynoskie w „GPS”. I dobrze, że te ważną nominację Bernarr uzyskał w najbardziej moim zdaniem wymagającej kategorii, czyli „progressive R&B”, bo to właśnie tutaj dzieje się najwięcej dla rozwoju muzyki popularnej.
10/10