Skip to content
29 sty / Wojtek

Dwa Sławy – „Dandys Flow” [RECENZJA]

Po pierwszym przesłuchaniu odniosłem wrażenie, że to płyta z gatunku „ziomki z dzielni zajebali flaszkę”. Czyli typowy, mało nowoczesny nurt rapu i hip-hopu, ciągle w Polsce królujący. A tu przecież już kończy się druga dekada XXI wieku. Najpierw zaatakował mnie banał tekstowy. No bo ile można mówić o tym samym? Owszem można, bo na tym polega sztuka. Chodzi jednak o to, aby za każdym razem robić to inaczej, ze swojej perspektywy, po swojemu i niepowtarzalnie. Jednak takie frazy jak: „musimy być dzielni, bo na dzielni…”, albo „lecisz ze mną, albo nara” trącą sucharem i po prostu drażnią. Jeśli do tego dołożyć wrażenie, że momentami słucha się interpretacji przypominającej filmowego Pana Kleksa, to chyba więcej już nie trzeba komentować.

Potem, po kolejnych wysłuchaniach albumu zacząłem się z nim stopniowo oswajać. Kiedy pogodziłem się już z częstym banałem i przez niego przebrnąłem, dotarłem do utworów interesujących. W końcu udało mi się złapać sens całej płyty – komentowanie wszechobecnej mody na tzw. zdrowe życie, to najciekawsze przesłanie. Jego ukoronowaniem jest dowcipny „1000 M” z taką oto frazą: „mam, mam prośbę tylko nie płacz / chcę widzieć twoją dupę z kilometra”. Gdyby takich utworów było więcej, to pewnie byłoby generalnie dużo lepiej. I ciekawe, że płyta rozkręca się w końcówce. Zaczyna się od ciekawej „Białej Kredki” i „A Może By Tak?”, utworu wyróżniającego się tekstem, ale też ciekawego muzycznie. Bo tutaj coś się dzieje w tle tekstu. Szkoda, że w większości materiału „Dandys Flow” oprawa instrumentalna jest delikatnie mówiąc mało oryginalna, sprawiająca wrażenie pochodzenia z półki z gotowymi produktami. Album kończy się dowcipną, z dużym dystansem do siebie „gadułą”,  w stylu słynnej rozmowy Himilszbacha z Maklakieiwczem w „Rejsie”.

Do tego albumu podchodziłem z ciekawości. W ciągu roku nie dotarła do mnie wiadomość, że warto go posłuchać, więc pewnie dlatego mi umknął. Dopiero teraz, przeglądając podsumowania roku, odkryłem, że zyskał on uznanie kilku recenzentów. Dlaczego aż tak mocno zainteresował? Nie mam zielonego pojęcia, bo dla mnie to płyta jak jedna z wielu – ani za bardzo ciekawa, ani kompletnie nie oryginalna. No cóż, o gustach się nie dyskutuje:-)

6/10

Zostaw komentarz