Ed Sheeran „– (Subtract)” [RECENZJA]
Tym albumem Ed Sheeran zapowiedział zakończenie wydawnictw oznaczonych symbolami matematycznymi. I może dobrze, bo „-„ niczym szczególnym się nie wyróżnia. 14 piosenek plus 4 bonus tracki to materiał całkiem niezły słuchając każdego utworu osobno, w całości jednak jest nieco nudnawo i raczej przewidywalnie.
Właściwie wszystkie piosenki są balladami, nawet lekkie “podkręcenie” niektórych z nich niewiele zmienia. To murowane kandydatki do uruchamiania latarek w telefonach podczas koncertu. Jakoś jednak trudno sobie wyobrazić, aby telefon trzymać nad głową przez kilkanaście piosenek, pewnie dlatego w niektórych z nich, jak np. w “Eyse Closed” i “Vega”, albo bardzo muzycznie banalnej “Colourblind” aranżacja wyprowadza nas z akustycznych smutasów w klimaty bardziej radiowe, nie wiem jednak czy uciekanie w tak oczywistą komercję pomaga artyście. Na szczęście nie popsuto jednej z atrakcyjniejszych piosenek “Salt Water”. A paradoksalnie najciekawsza dla mnie jest „Wildflowers”, umieszczona wśród czterech wspomnianych bonus tracków. Nie zmienia to jednak faktu, że piosenka jest podobna do wielu innych, jakbyśmy coś takiego już słyszeli wcześniej. Zresztą odnosi się wrażenie, że cała płyta zrealizowana jest bardzo oszczędnie, wręcz powściągliwie i zachowawczo, bo otaczając się takimi producentami można było pokusić się o coś nieco nowocześniejszego. Ale pewnie takie było założenie, bo wiodący producent i współautor piosenek, Aaron Dessner na pewno wie, jak powinna brzmieć obecnie muzyka. Ten doświadczony amerykański muzyk, najbardziej jest znany ze współpracy z Taylor Sfift, z nią też zdobył najważniejsze nagrody, w tym Grammy.
Zawsze uważałem, że muzyka Eda Sheerana to nie jest moja bajka, ale taka, która nie boli. Poza tym warto znać artystów, którzy są bardzo popularni, ale starają się iść swoją drogą, bo to co robi ten artysta, to niewątpliwie muzyczny profesjonalizm i konsekwencja. A że komuś taka koncepcja nie do końca pasuje, to już raczej kwestia osobistych preferencji, bo Ed Sheeran nigdy nie był ani populistyczny, ani kiczowaty. Taka całkiem niezła muzyka dla mas.
8/10