Eric Clapton – „Happy Xmas” [RECENZJA]
Aż trudno uwierzyć, że Clapton, muzyk klasy światowej, ikona wszystkich gitarzystów, po nagraniu 23 solowych albumów nagle decyduje się na płytę okolicznościową. I to w momencie, kiedy nie spodziewamy się nowości, bo nie często się zdarza, aby artysta 73. letni tworzył nowy materiał. W tym roku jednak był wysyp albumów wiekowych gwiazd (McCartney, O'Sullivan, Streisand), którzy co prawda nie nagrali wybitnych materiałów, ale na pewno godnych zainteresowania. Niestety to, co zrobił w tym roku Clapton jest, delikatnie mówiąc, nienajwyższych lotów.
Clapton zabrał się za znane piosenki, które dzięki setkom wykonań są już tak oklepane, że każda próba udziwnienia ich brzmi karykaturaknie. Na tej płycie można się częściej śmiać i dziwić, że takiej klasy artysta pozwolił sobie na bardzo słabe wersje. Takie piosenki jak: "Jingle Bells", "Christmas In My Hometown", "Sentimental Moments" i "Have Yourself A Merry Little Christmas" mogłyby się na tej płycie nie pojawić. A już "Silent NIght", kultowa tradycyjna kolęda, wykonana w stylistyce popowych przebojów świątecznych jest wielkim nieporozumieniem!
Na szczęście jest w tym materiale jest kilka niezłych piosenek, jak świetnie nadająca się do radia "Home For A Holidays" i stylowo zagrane "Lomesome Christmas". Podobnie jest w "Away In A Manger", szkoda jedynie, że Clapton tak mocno pozmieniał melodię tej tradycyjnej angielskiej pieśni. Na tle tych wszystkich znanych utworów również dobrze brzmi jedyna piosenka nowa, kompozycja artysty "For Love On Christmas Day". On sam tak opowiada o koncepcji albumu:
"Miałem pomysł, aby te piosenki wykonać z lekkim zabarwieniem bluesowym, zastanawiałem się więc jak to przemycić w tych charakterystycznych, znanych tekstach. Wiedziałem, że jedną z bardziej rozpoznawalnycn piosenek świątecznych jest "Have Yourself a Merry Little Christmas’". I to ona właśnie stała się podstawą do stworzenia stylu całej płyty."
Generalnie album jest bardziej pokazaniem nienajlepszego gustu muzycznego niż prawdziwej klasy. Szkoda, że coś takiego sygnowane jest przez wybitnego muzyka .
6/10