Ero i jego „Eroizm”, bo to jednak odwaga. [RECENZJA]

Poprzednia płyta, solowy debiut, imponowała rozmachem. Po dwóch latach dostajemy „Eroizm” i chyba jest podobnie, ale już nie tak dobrze. Nadal widoczne jest postawienie na współpracę z innymi artystami, ale też sam Ero jest tutaj bardziej wyeksponowany. I niestety, jego bardzo banalny głos w połączeniu z przeciętnymi tekstami nie przebija się. Na szczęście jest jeszcze muzyka – najmocniejszy element albumu.
Sens tego krążka to zaledwie kilka utworów, które nie drażnią. Raczej spokojnie można przyjąć te, w których Ero jest sam, bo tu niezłe podkłady robią robotę. Jak zwykle jest wielu producentów, głównie jest to DJ Falcon1, a dodatkowo jeszcze: Raw Mentality, DJ Creon, DJ Zmuu, WhiteHouse, The Returners. Uwagę zwraca np. bit do „Filozofii”, osadzony na mięsistej sekcji. Dobry jest też podkład do „Jeśli masz”, ale tutaj Ero i Włodi wszystko popsuli. Bo właśnie klęską tego albumu są niektórzy goście, którzy wepchnęli się ze swoimi zbyt prostymi nawijkami. I to pewnie udzieliło się gospodarzowi, skity pomiędzy utworami są tak banalne, że aż szkoda całego albumu. A gwiazdami są tu dwa utwory z zaproszonymi wokalistami: „Jedwab” z udziałem Kay B.O.K i „Co Ja Tutaj” ze świetnym wokalem Skipa z duetu Miętha.
Wielu recenzentów uważa ten album za lepszy od poprzedniego. Ja mam inne zdanie, nie pierwszy zresztą raz. Bo „Eroizmowi” nie można odmówić charakteru i stylu, ale chyba za dużo tu łopatologii i wyświechtanych prawd. Sama muzyka jest porównywalna, ale ciągle tęsknię za mistrzostwem z poprzedniego krążka, jak choćby za „Nie mogę przestać”.
6/10