Georgia Anne Muldrow – samodzielna i kreatywna w „Overload” [RECENZJA]
Ta artystka niejako została skazana na zawód muzyka, bo mieszkając w Los Angeles, mając rodziców będących muzykami sesyjnymi, od urodzenia otaczała się muzyką, otrzymywała dobre wzorce. Zadebiutowała stosunkowo późno, bo w wieku 23 lat, ale do dziś wydała aż 20 krążków, najczęściej rok po roku, z okresami nagrywania dwóch, a nawet trzech płyt rocznie. Do tego dochodzą jeszcze liczne nagrania gościnne. Tak, to artystka bardzo zajęta.
„Overload” jest albumem niewątpliwie interesującym i nowoczesnym. Może jego unikatowość nie jest aż tak duża, jednak biorąc pod uwagę, że to płyta autorska, to można na nią spojrzeć nieco inaczej. Bo to przecież nie tak częste zjawisko, aby jeden artysta sam napisał cały repertuar, w dodatku go wyprodukował, zaśpiewał i częściowo zagrał. Zwłaszcza jeśli robi to kobieta.
„Overload” to podróż po zaskakujących zakątkach, momentami jasnych i radosnych, chwilami nieco mrocznych. To na pewno nie jest muzyka komercyjna, ale mogą się nią zainteresować smakosze, słuchacze szukający w muzyce czegoś nowego. Ten album urzeka świeżością, poruszaniem się po nieoczywistych obszarach naszej muzycznej wrażliwości. Cały materiał tworzy dobrze zaplanowaną całość, nie ma punktów słabych ani mocno dominujących. Przede wszystkim to bardzo dobrze nagranych 36 minut muzyki. Słuchając tego albumu na pewno nie można się nudzić, w każdym utworze odkryjemy coś innego. Np. tytułowy „Overload”, utwór nowoczesny, z wyraźnym nawiązaniem do klimatów lat 70., w którym artystka bawi się rytmem i harmonią. Albo „Vital Transformation”, refleksyjną balladę z ciekawą linią melodyczną i ciągle nieoczywistymi, zaskakującymi rozwiązaniami.
To ostatni opisywany przeze mnie album z listy nominowanych do tegorocznych Grammy jako „urban centemporary”. I jeśli mam zastrzeżenia do samej kategorii jako wydumanej, stworzonej na siłę, być może pod kątem konkretnych wykonawców, to właśnie ta artystka i ta płyta jak najbardziej mieszczą się w tej stylistyce, przynajmniej tak sobie ją wyobrażam. Co prawda wygrana Lizzo za album „Cuz I Love You” była bezdyskusyjna, można jedynie się zastanawiać, czy umieszczenie tej płyty właśnie tutaj nie było lekkim nadużyciem. Bo jeśli mówimy o definicji muzyki nowoczesnej i nieco „odjechanej”, a za taką uważam „urban contemporary”, to „Overload” jest tutaj jak najbardziej na miejscu. I dobrze, że ta stylistyka została wydzielona, bo dzięki nominacji poznałem tę niezwykłą, nowoczesną artystkę.
10/10