Giveon – „Beloved” [RECENZJA]
Wiem, że się powtarzam, ale drugiego tak dobrego męskiego głosu nie znam. Barwa artysty jest tak charakterystyczna, że rozpoznaje się ją po kilku dźwiękach, a przy okazji Giveon jest wizytówką idealnego rejestru piersiowego.
Album był promowany już 6 miesięcy wcześniej singlem „Twenties”, piosenką na pewno dobrze wybraną, bo na tej płycie, w przeciwieństwie do poprzednich, nie ma wielu atrakcyjnych piosenek. Może to wina samego artysty? I nie chodzi mi o nieumiejętność pisania dobrych piosenek, a raczej uleganie wpływom wytwórni, bo na pierwszej EP-ce artysty, tej z której pochodzą najbardziej znane piosenki, ich twórcą lub współtwórcą jest Giveon właśnie. Teraz uwagę może zwrócić „Mud” z ciekawą aranżacją – pewnie dlatego nią rozpoczyna się album.
Płytę tworzyło wielu doświadczonych artystów, głównie autorów piosenek. Wśród producentów zapewne największy wpływ na ostateczny kształt materiału mieli Sevn Thomas, Matthew Burnett i Jahaan Sweet, muzycy bardzo doświadczeni, producenci i kierownicy muzyczni zespołów grających w trasach koncertowych wielu znakomitości, takich jak m.in.: Daniel Caesar, Jessie Reyez, Kehlani, Tarvis Scott, Jon Batiste i Drake.
Wracając do piosenek, pewnie nie ma tu wielu kandydatek na przeboje, ale jest kilka utrzymanych w klimatach, do których artysta nas przyzwyczaił: „Numb”i „Diamonds for Your Pain”. Karierę radiową może też zrobić „Bleeding”. Pozostałe piosenki ocierają się o tradycyjne R&B. Mam nadzieję, że Giveon wróci do swojego stylu, ale do tego potrzebuje większej samodzielności, a pewnie takie albumy jak „Beloved” też są potrzebnym doświadczeniem. Nie zawsze można nagrywać arcydzieła.
9/10







