Harry Styles profesjonalny przewidywalny – „Harry’s House” [RECENZJA]

Zwycięskiej drużyny się nie zmienia. Harry Styles od początku kariery solowej jest wierny dwóm producentom (Kid Harpoon i Jeff Bhasker), dzięki nim osiąga sukcesy, ale też z nimi wpadł w ślepą uliczkę. Trzeci solowy album artysty jest już tak profesjonalny, a jednocześnie przewidywalny, że nie wiemy, czy wokalista miał tu coś do powiedzenia. Podobnie jak nie wiemy, czy współpraca z tymi samymi muzykami to samodzielna decyzja wokalisty, czy jednak pomysł wytwórni. Bo ta, podpisując umowę na 4 albumy dużo ryzykowała, więc prawdopodobnie był to zamysł wykreowania produktu.
Promując album wytwórnia informuje nas, że to połączenie wielu stylistyk, w tym tak dziwnych jak folk i R&B. I to kolejny przykład na sprzedawanie produktu, bo jeśli już musimy szufladkować, to piosenki z „Harry’s House” to nic innego jak poprawny, szeroko pojęty pop. Otwierający album „Music for a Sushi Restaurant” jest interesujący, mieszanka stylistyczna i ciekawa aranżacja dają nadzieję, że posłuchamy dobrego, nowoczesnego albumu. Za chwilę słyszymy „Late Night Talking”, „As It Was”i „Daylights”, typowe utwory radiowe. Takich piosenek słyszeliśmy już setki, a mimo to nie jest nudno. Dla przeciwwagi mamy też typowe samograje, które dobrze się zmieszczą na koncertach jako przerywniki – tu myślę o „Little Freak”, albo zaskakującej „Boyfriends”.
To chyba najsłabsza płyta artysty, ale może to jedynie zmęczenie słuchacza? Odnosi się wrażenie, że tym razem nie miano pomysłu na ten materiał. Różne stylistycznie piosenki, mieszanka profesjonalizmu i banału. Jakby wydawca chciał zorganizować ankietę „jaka ma być następna płyta artysty?” Bo to będzie ostatnia z tych zakontraktowanych, więc warto się upewnić, czy Harry Styles zasługuje na dalsze inwestycje. Na pewno inwestycja w tego wokalistę już się opłaciła, bo chyba łatwiej jest kierować karierą jednego chłopca niż boys bandem. Podczas 6-letniej działalności „One Direction”, w którym jednym z głosów był Harry Styles, zostało wydanych 5 albumów. Teraz, po tym samym mniej więcej czasie, mamy jedynie 3 krążki, ale wydaje się, że to była dobra decyzja, zwłaszcza biorąc pod uwagę krótką przydatność do spożycia boys bandów. Ale, wydaje się także, że następny krążek artysty będzie brutalną odpowiedzią, czy mamy do czynienia z wymyślonym przez specjalistów towarem, czy wartościowym artystą. Pożyjemy, zobaczymy:-)
8/10