Hey – „Błysk” [RECENZJA]
Pisanie o poczynaniach zespołu Hey jest zazwyczaj przyjemnością. Takich zespołów, które są ważną częścią naszej muzyki, jest co najmniej kilka, jednak Hey jest dla mnie wyjątkowy. To moja ulubiona kapela, mimo że ani stylistycznie, ani muzycznie nie wpisują się w to co lubię najbardziej. Mimo to słuchanie płyty „Błysk” to niezła frajda. 😉
Ta płyta, to tak na dobrą sprawę sama Nosowska. Jej teksty, a przede wszystkim sposób śpiewania wszystkich utworów, to olbrzymia maestria. Tutaj artystka przekonała mnie, że ze śpiewaniem sobie radzi, czym wytrąciła mi koronny argument w wielu dyskusjach. Zazwyczaj Nosowską satwiałem za świetny przykład artystki, która nie posiadając dobrych warunków głosowych jest wyborną wokalistką. Na płycie „Błysk” Nosowska zrobiła coś interesującego – obok barwy głosu, która jest dla artystki charakterystyczna, czyli chropowatej, mało przyjemnej, pojawia się rodzaj „anielskiego głosu”. Te dwie barwy, a właściwie chyba zupełnie inny sposób emisji, Nosowska wykorzystuje w zależności od potrzeb interpretacyjnych. Nagrania koncertowe potwierdzają, że walory głosowe Nosowskiej są autentyczne, a nie pracą zdolnych poprawiaczy dźwięku w studiu.
Najciekawszym utowrem albumu jest tytułowy „Błysk”, w którym wokalistka zamiast śpiewać po prostu mówi tekst. Bardzo podoba mi się także „Cud”, tóry trafia do mojej wyobraźn z wyjątkową siłą, podobnie zresztą jak wspomniany „Błysk”. Niestety na płycie są też utwory gorsze. I nie ma to nic wspólnego z Nosowską, która ja zwykle w swoich tekstach wykazała się znakomitym instyktem obserwacji, ale też umiejętnością interpretopwania tego, co ją samą dotknęło. Muzyka i sposób jej wykonania nie są szczególnie interesujące. Wiadomo, że Nosowdka może bez problemu występować z dużo lepszym zespołem, co pokazała już w swoich projektach solowych. Odnoszę wrażenie, że granie z zespołem Hey jest zupełnie innym rodzajem artystycznej tożsamości. Ci muzycy grajaą ze sobą juzż na tyle długo, i tak mocno zaistnieli w naszym SZOŁBIZNESIE, że ich wspólne granie jest na pewno czymś innym, niż współpraca z okazjonalnymi muzykami. I właśnie ta wieloletnia współpraca jest dla mnie jedynym sensem tego albumu. Mimo kilku świetnych utworów pojawiają się takie, którego tak doświadczonej i świetnej kapeli nie powinny się przydarzyć. Bardzo denerwuje mnie muzyczna nijakość w piosenkach „Hej, hej” i „Historie”. Tutaj nawet świetne teksty nie były w stanie zmienić mojego zdania. Podobnie można przyczepiać się do wielu aranżacji, często banalnych i nieklasowych, ale akurat w tym przypadku założyłem sobie trochę większą dozę tolerancji.
Dziwię się jednak, że Nosowska, doświadczona znakomita wokalistka, która tutaj pokazuje cały wachlarz swoich możliwości, wpadła w manierę wykonawczą, która dopadła wielu młodych wykonawców w Polsce. Chodzi tu o niezrozumiałe dla mnie dublowanie spółgłosek – np. w piosence „Cud” słyszę „głupota i BANNAŁ”, w „I tak w kółko”: „których już nie MMA”, a w „2015”: „jeszcze nie BYŁŁO”. Tym bardziej się dziwię, że nikt artystce nie zwrócił uwagi podczas realizaji nagrań. Czyżby syndrom głuchego społeczeństwa?
To prawda, że trochę ponarzekałem. Głównie dlatego, że od świetnej kapeli spodziewam się czegoś troszeczkę więcej. Mimo to ta płyta często gości w moim odtwarzaczu, bo na tle polskiej bylejakości muzycznej, każdy album tej kapeli jest miłym wydarzeniem. Gorąco polecam!
Moja ocena 7/10