Hinol Polska Wersja – „Coś mi mówi” [RECENZJA]
Tak się złożyło, że ostatnio pisałem o kilku albumach, w których artyści zawodzą. I nie chodzi o to, że to słabe krążki, bo takich w Polsce jest sporo, więc na tle wielu wydań to średnia krajowa. Bardziej chodzi o to, że wcześniej ci sami artyści nagrali bardzo dobre albumy. W ślady Darii ze Śląska i formacji Ćpaj Stajl poszedł Hinol – jego „Coś mi mówi” jest dużym rozczarowaniem.
Hinol jest artystą, którego trudno umiejscowić w konkretnej stylistyce. Najprościej powiedzieć, że to raper, którego ciągnie do śpiewania, teraz jeszcze bardziej niż wcześniej. Jednak ani jedno, ani drugie nie robi wrażenia, a nawet wręcz sobie przeszkadza. W utworach, w których goście śpiewają jest nawet nieźle, dopóki Hinol nie zaczyna rapować. Jedyny wyjątek to „Duże dzieci”, gdzie śpiewający Sicquence znalazł niezły przelot z gospodarzem. I jeszcze uwagę zwraca emocjonalny, skierowany do mamy utwór „Niepokonana”.
Na pewno trzeba docenić rozpoznawalność artysty, bo jego naturalny sposób emisji momentami denerwuje, ale za to czujemy, że mamy do czynienia z prawdą, bez udawania i przebierania się za jakiegoś tam artystę. Szkoda jedynie, że w tym za długim materiale znalazło się tyle muzycznego populizmu, a takie utwory jak „Dzięki życie” i „E621” to koszmar. Jeszcze gorzej jest w „Znaku pokoju”, w którym artysta tak nas atakuje, że chyba nie mielibyśmy ochoty na jakiekolwiek bratanie się. Gdyby wyrzucić tych kilka mniej udanych utworów, to prawdopodobnie album byłby dużo bardziej zjadliwy.
6/10