Idolu, czy Ci nie żal?
Idol wraca do telewizji. Po 4 edycjach dziś na naszej scenie zostało zaledwie kilku wykonawców, których ten program wylansował. Paradoksalnie okazuje się, że nie trzeba wygrać programu, żeby po nim zaistnieć – tu przykładem jest Ania Dąbrowska. Samo zwycięstwo niczego nie gwarantuje. Co prawda Monika Brodka i Krzysztof Zalewski potrafili wykorzystać swój sukces, ale już kolejne 2 osoby, Alicja Janosz i Maciej Silski, (zwycięzcy 1. i 4. edycji) na naszej scenie specjalnie nie zaistnieli. Dla mnie największym rozczarowaniem jest zniknięcie Hani Stach, uczestniczki 2. edycji. A wtedy wydawało się, że to będzie duże nazwisko.
Czy tegoroczny Idol ma szansę odegrać podobną rolę do tej sprzed kilkunastu lat? Pewnie nie, bo wtedy były inne czasy, a program był właściwie jedyną okazją pokazania się. Dziś, po wielu podobnych programach we wszystkich stacjach telewizyjnych, przy ogromnych możliwościach jakie daje internet, wydaje się, że rynek jest tak wydrenowany, że nie ma już interesujących wykonawców, którzy pójdą śladem swoich wielkich poprzedników. Zresztą pierwszy odcinek to pokazał, bo producenci programu brutalnie podkreślili, że jest to program rozrywkowy. Więc jeśli komuś się wydaje, że stacja TV jest zainteresowana promowaniem młodych wykonawców, po tym odcinku nie powinien mieć wątpliwości, że tak właśnie nie jest. Bo postawiono na wykonania kabaretowe i karykaturalne. Oczywiście było kilka poprawnych występów, ale na podstawie paru taktów trudno powiedzieć, czy to tylko poziom przeciętny, czy coś więcej. Dobrze, że nareszcie dopuszczono możliwość występu z instrumentem, bo to już pierwszy krok do artystycznej kreacji – zresztą chyba wszyscy, którzy mi się podobali, właśnie akompaniowali sobie na gitarze lub ukulele. A czy z tej mąki będzie jakiś chleb? Poczekajmy:-)