Skip to content
7 wrz / Wojtek

Imany – „The Wrong Kind of War” [RECENZJA]

Imany to artystka francuska, która robi karierę w Europie. W Polsce jej popularność jest wyjątkowo duża. Przypadek? Prawdopodobnie nie. Od początku ktoś postawił na nasz kraj, bo zaczęło się od wygrania festiwalu sopockiego nadawanego przez dużą stację telewizyjną. To pociągnęło zainteresowanie. Niedawno pojawił się nowy album i nic dziwnego, że artystka gości w kolejnych telewizjach śniadaniowych. Efekt? Świetna sprzedaż płyty w Polsce.

Imany w języku suahili znaczy nadzieja. Czy to oznacza, że można mieć nadzieję na spotkanie z interesującą artystką? A może sama Imany wierzy, że mając coś do powiedzenia, jest w stanie na scenie zaistnieć? To niewątpliwie zdolna i bardzo interesująca wokalistka. Jej wyróżniający się głos jest nie do podrobienia. Co prawda zdarzają się „fachowcy” porównujący artystkę z Tracy Chapman, ale to raczej nieporozumienie – poza podobnie niskim, niemalże męskim głosem, nie ma tu kompletnie nic podobnego. To tak, jakby każdą panią obdarzoną wysoką skalą głosu nazywać współczesną Marią Callas 🙄 Ten męski głos u Imany występuje także podczas mówienia, więc ewidentnie wokalistka śpiewa swoją naturalną barwą. Połączenie tego frapującego głosu z zewnętrzną atrakcyjnością (artystka wiele lat pracowała jako modelka w Nowym Yorku) jest największą sensacją. I pewnie dlatego jej piosenki ciągle przyciągają. I rzeczywiście mają czym. Niemalże każdy utwór na płycie jest starannie wyprodukowany, a interpretacja wokalistki  poprowadzona tak, aby nie zakłócać miłego wrażenia podczas słuchania.

Na płycie znajdują się głównie dobre piosenki. „Sawe Our Soul”, „There Where Tears”, „Silver Lining”  to utwory przebojowe, które mogą się słuchaczom podobać. Obok nich są bardzo ładne ballady: „No Reason No Rhyme”, „I Long For You”, „Lately”. Zdarzają się jednak kompozycje dużo gorsze, jak chociażby „Notting to Save” i „You Don’t Belong To Me” , które trącą muzycznym banałem. Jednak nawet niezbyt udane kompozycje są tak dobrze zagrane, że można je zaakceptować. Z kolei ciekawy, tytułowy „Wrong Kind of War”, kilkoma dźwiękami refrenu przypomina mi jedną z piosenek Whitney Huston („All The Man That I Need”). Zauważyłem też dziwną tendencję w aranżowaniu piosenek. Utwory przebojowe, żywe zagrane są profesjonalnie i interesująco, natomiast każda ballada to automatyczne przeniesienie jej w klimat nastalgii, co potęguje zawsze obecny w tych piosenkach kwartet smyczkowy. Ten schemat trochę mi przeszkadzał – mimo że do sensowności takiej koncepcji w konkretnych piosenkach nie można się przyczepić, to jednak w skali całej płyty jako spójnego projektu, jest to raczej nieostrożność.

Najbardziej kuriozalna jest piosenka dodana jako bonus. „Don’t Be So Shy” zwraca uwagę kombinacją elegancji i motywów przeboju. Wszystko jednak jest tak zgrabnie połączone, że to jedna z ciekawszych piosenek artystki. Niestety za chwilę otrzymujemy tę samą piosenkę w wersji bardziej rozrywkowej. Ta prawdopodobnie powstała z myślą o przypodobaniu się mainstreamowym stacjom radiowym, takim,  które z założenia omijam szerokim łukiem. I nie ma w tym nic szokującego – są artyści, którzy całe swoje życie koncenterują na przypodobaniu się, są też tacy, którzy nie patrząc na mody i trendy po prostu robią swoje. Wydawało mi się, że Imany bliżej jest do tej drugiej kategorii. Jednak fakt pozwolenia sobie na eksperyment psujące dobrą piosenkę, stawia artystkę w zupełnie innym miejscu. Być może jest to niski próg bólu, być może duże ciśnienie na jeszcze większą karierę, a może niewłaściwi doradcy? Co by jednak nie powiedzieć, na tzw. koniec dnia za wszystko odpowiedzialność bierze artysta, więc bardzo dziwię się, że Imany dała się aż tak mocno wciągnąć. A może artystka wcześniej udawała, bo tym jednym nagraniem  straciła u mnie swoją wiarygodność. A szkoda 🙁

Moja ocena: 6/10

Zostaw komentarz