Jack Garratt – „Phase” [RECENZJA]
Takiego debiutu fonograficznego życzyłby sobie każdy artysta. Album "Phase" powstał jako efekt świadomości artysty – jego wcześniejsze próby nagrywania materiału nie były dla samego Garratta na tyle satysfakcjonujące, aby wydawać płytę. Po kilku więc latach poszukiwań artysta, w wieku 25 lat, wydaje swój pierwszy krążek. I to jaki! Tak dojrzałego edbiutu nie słyszy się zbyt często. I to się przekłada na zauważenie przez branżę muzyczną: 2 nagrody BBC i wyróżnienie BRIT Awards to start, jakiego w przeszłości doświadczyły nieliczne, później jasno świecące gwiazdy, jak Adele i Sam Smith.
Trochę się dziwię, że artysta zdecydował się na nagranie 2 wersji. Płyta "właściwa" zawierająca 12 utworów jest bez porównania lepsza od wersji Deluxe – tych 8 dodatkowych piosenek, już nie tak dobrze nagranych, trochę rozczarowuje. Dla mnie jedyną korzyścią było poznanie "Water" w wersji akustycznej, bo to brzmi jak klasyczne demo. Wysłuchanie tej piosenki w wersji ostatecznej było pokazaniem, jaką długą drogę odbyły utwory Garratta. Dlatego pozwolę sobie na skomentowanie tylko płyty w wersji podstawowej.
Już po pierwszym wysłuchaniu materiału wiedziałem, że mam do czynienia z artystą wybitnym – jego świadomość przekazu emocji jest trafiona w punkt. Jako autor całego materiału artysta na pewno wiedział jaki efekt chce osiągnąć, pewnie dlatego utwory brzmią tak przekonująco i nowocześnie. W tym przypadku możemy więc mówić o dojrzałym samodzielnym albumie, bo artysta jest także głównym producentem. I tę konsekwencję i spójność słychać od początku do końca.
Wśród materiału trudno wybrać piosenki wyróżniające się. Całość jest wyjątkowo spójna i świetnie wyprodukowana. Uwagę zwracają ciągoty do śpiewania falsetem, mimo iż artysta dysponuje naturalnym ciekawym, matowym głosem. Jednak może to wokalne szaleństwo było uzasadnione, bo obecnie jest znakiem charakterystycznym artysty – dzięki temu "drobiazgowi" trudno go pomylić z kimś innym. Moje 2 ulubione piosenki – "Worry " i "Fire" sa właśnie najlepszym przykładem na odciśnięcie swojego piętna. Te utwory nie różnią się specjalnie w porównaniu z pozostałymi, po prostu bardziej trafiają w moje upodobania muzyczne. Podobnie może być więc z pozostałymi. Na pewno podobać się mogą "Breath Life" i "Far Cry" – utwory przebojowe, świetnie nadające się do klimatów klubowych. Na pewno swoich zwolenników mają też piosenki nieco spokojniejsze, jak "I Know All What I Do", czy "Wheatheread" z pięknymi chórami w tle. W tym klimacie najbardziej wyróżnia się otwierający album "Coalesce" wprowadzając ciekawy, mroczny nastrój, ale przede wszystkim sprawiający, że tę płytę wysłuchamy z wielkim zainteresowaniem do końca.
W przypadku Garratta nagranie pierwszej płyty dopiero teraz to na pewno ogromne zaskoczenie, bo przecież artysta objawił się już dużo wcześniej, kiedy jako 16-latek próbował swoich sił w brytyjskich eliminacjach do młodzieżowego konkursu Eurowizji. Paradoksalnie jego porażka w tym dziwolągu okazała się wygraną – nawet mały sukces mógł grozić wessaniem przez showbiznesową machinę. W efekcie prawdopodobnie dziś nikt by tego wokalisty nie pamiętał. No tak, SZOŁBIZNES jest nieobliczalny. Na szczęście są ludzie, którzy swoją ciężką pracą wykorzystują prezenty, które daje im los. Coś mi się wydaje, że to nazwisko zagości na naszej scenie na dłużej.
Moja ocena: 8/10
Rewelacja -- teraz siedzę i słucham na okrągło :0