Jake Isaak – „Honesty” [RECENZJA]
Artysta pełną gębą, wcześniej muzyk sesyjny, od pewnego czasu też autor własnego repertuaru. Już w 2012 r. wydał EP-kę, a 5 lat później swój krążek debiutancki. „Honesty” to jego drugi album – materiał powstał na początku pandemii, w marcu 2020 r., ale na jego nagranie i wydanie płyty musiał czekać rok. Jednak było warto, bo przecież nagranie piosenek z tyloma gośćmi wymaga trochę czasu. Nic dziwnego, że na singla wybrano piękną piosenkę „Gold” ze znakomitym udziałem India.Arie.
Styl kompozytorski artysty kojarzyć się może z klasykami piosenki, nawet możemy odnieść wrażenie, że to stylistyka mocno inspirowana najnowszymi piosenkami McCartney’a. Bo Isaac nie korzysta ze zdobyczy techniki, a na pewno nie w takim stopniu, jak robi to większość najlepszych obecnie muzyków. Przykładem mogą być „Good” albo „Talk About It”, piosenki o wyraźnej tradycyjnej konstrukcji canto-refren. Tę klasyczność podkreślają proste aranżacje, bez udziwnień i technicznych sztuczek. Jednak sporo nowoczesności wprowadzają zaproszeni goście – w pierwszej wspomnianej piosence jest to raperka Mumu Fresh (znana z ostatniego albumu Moonchild, o którym niedawni pisałem), w drugiej malezyjska wokalistka Yuna. Obie panie dodają utworom trochę nowoczesności.
Nieco różnią się 4 piosenki śpiewane przez samego Isaaca. Ale właśnie tutaj można słuchać czegoś innego, refleksyjnego. W utworze „Wake Up” uwagę zwraca piękna, głęboka barwa głosu, zwłaszcza w pierwszej części. Koncepcja wykonawcza oparta jest na delikatnym akompaniamencie gitary i fortepianu, z podkreślonym w drugiej części charakterem za pomocą głosów drugiego planu.
Jake Isaac to na pewno nie jest artysta, który szybko wepchnie się do pierwszego rzędu. Ten album pokazuje, że jego ciągoty do klasycznych struktur kompozycji i zachowawczość w aranżacjach każą nam poczekać. Być może artysta potrzebuje czasu, albo wsparcia doświadczonych producentów, aby było nowocześniej. Póki co nie ma się czego wstydzić, bo jego ostatni album jest bardzo interesujący.
9/10