Jamie Woon – „Making Time” [RECENZJA]
Jamie Woon brytyjską scenę zdobył swoim debiutanckim krążkiem i szybko stał się wydarzeniem. Dlatego byłem bardzo ciekawy jego drugiego albumu, bo jak pokazuje historia dopiero kolejne płyty, zwłaszcza druga, są papierkiem lakmusowym wielkości talentu artysty. I album”Making Time” z 2015 roku pokazał, że Woo jest artystą wybitnym.
Egzotycznie brzmiące nazwisko artysty to w Wielkiej Brytanii nic nowego, mimo że Jamie Woon jest rodzonym Brytyjczykiem. Podobnie jest z wieloma artystami urodzonymi w Anglii, ale posiadającymi korzenie innych kultur, jak chociażby świetny Kiwanuka. I może właśnie w tej częściowo egzotycznej krwi tkwi lekka inność tych artystów?
To co na debiutanckim albumie artysty ledwie kiełkowało, wybuchło z całą siłą właśnie teraz. Woon demonstruje szeroki wachlarz stylistyczny – potrafi wykonać intymną balladę, ale też świetnie radzi sobie w klimatach bardziej komercyjnych. Niezależnie jednak od charakteru utworu artysta bardzo postarał się, aby piosenki brzmiały dobrze. Towarzyszący muzycy świetnie mu w tym pomagają. A największym zaskoczeniem jest udział Willy’ego Masona, który swoim charakterystycznym głosem stojącym w absolutnym kontrapunkcie do barwy Woona bierze udział w najlepszej piosence z płyty.
Za każdym razem kiedy słucham jakiegoś albumu, jedne piosenki bardziej mi się podobają, niektóre zauważam dopiero po kolejnych przesłuchaniach, jednak prawie zawsze płytę dzielę na moje ulubione piosenki (często jest to tylko jeden utwór) i resztę. I pewnie podobnie ma każdy słuchacz. W przypadku płyty „Making Time” nie jestem w stanie zrobić takiego podziału, bo oprócz wspomnianego „Celebration”, wszystkie utwory są tak dobre i interesujące, że grzechem byłoby bawić się tu w jakieś podziały. Tak dobrze dobranych do siebie piosenek i tak dobrze zrealizowanych już dawno nie słyszałem.
Pisząc tę recenzję nie mogłem uwierzyć, że w necie jest tak mało informacji na temat płyty „Making Time”, a brak klipów promujących album to absolutne zaskoczenie. Czyżby komuś zależało na zastopowaniu kariery artysty? A może on sam się do tego przyczynił? Tego nie wiem. Wiem natomiast, że płyta „Making Time” jest świetna.
9/10
Ja mam w zasadzie analogiczne zdanie 😉