Skip to content
15 sie / admin

Jamison Ross – „All for One” [RECENZJA]

Na tego artystę trafiłem przypadkiem. I takie przypadki bardzo lubię. Zaczęło się od świetnej płyty Jazzmei Horn, gdzie w jednej z piosenek wokalistce towarzyszy właśnie Jamison Ross. Kiedy już pogodziłem się z faktem, że nie znałem wcześniej tego świetnego wokalisty, doszły kolejne zaskoczenia. Najpierw odkryłem, że artysta wydał 2 płyty solowe, jednak największą sensacją dla mnie był fakt, że Ross jest laureatem prestiżowego konkursu jazzowego Theloniousa Monka, ale….jako perkusista! I właśnie jako perkusista wystąpił z innymi artystami na 15 albumach, w tym m. in. z moim ulubionym Snarky Puppy.

Pierwsza, wydana w 2015 roku płyta artysty była wielkim sukcesem, bo nominacja do nagrody Grammy za solowy debiut to już coś. Drugi album nie był już tak spektakularny, ale pewnie gremium nominujące miałoby spore problemy z ustaleniem, jaką reprezentuje on stylistykę. Bo na pewno nie da się określić jednoznacznie nurtu muzycznego Rossa. I bardzo dobrze, bo właśnie mieszanie stylistyk, ciągłe poszukiwania, to dla mnie najsmaczniejsze kąski. „All for One” to materiał, którego dobrze się słucha. Przede wszystkim od razu odkrywamy, że to muzyk, który śpiewa niejako „przy okazji”. Jego sposób śpiewania różni się od większości wokalistów – słychać lekkość i skupienie się na muzyce, nie zastanawiając się specjalnie na technice wokalnej.

Piosenki są atrakcyjne muzycznie, sporo się w nich dzieje. Jeśli jednak ktoś będzie szukał chwytliwych przebojów, to może się rozczarować. To raczej muzyka dla słuchacza szukającego czegoś więcej niż wpadające w ucho melodie. Usłyszymy tu piękne ballady, ale też atrakcyjne, trochę bardziej energetyczne utwory. Rozpoczyna się świetnym „A Mellow Good Time”, utworem z pazurem i charakterem. Potem słyszymy uroczą, dobrze zagraną balladę „Unspoken” i „Safe In The Arms Of Love”  – stylowy, atrakcyjny utwór, który dobrze może się sprawdzić w stacjach radiowych.  Moją ulubioną piosenką jest „Tears And Questions”  – tutaj piękny nastrój budowany jest przez wszystkich muzyków. Zaczyna się niewinnie, lekko „snujowato”, ale w połowie utowru wokalista pokazuje swoją piękną wokalizą, że wie jak budować nastrój. Z kolei ”All For One” jest raczej prostym muzycznie utworem, ale sposób jego zagrania rekompensuje wszystko. Interesująco robi się także w piosence „My Ship”, bardzo ciekawej muzycznie, przede wszystkim w jej konstrukcji. Pojawia się tu w akompaniamencie krótki motyw podobny do jednej z piosenek Zbigniewa Wodeckiego  – to raczej nieco zabawny zbieg okoliczności, bo trudno sobie wyobrazić, aby muzycy amerykańscy wykorzystali motyw melodyczny ze starej polskiej piosenki. Płyta kończy się klasycznym, zagranym z samymi organami „Let’s Sing Again” – to naprawdę godny finał tego ciekawego materiału.

Bardzo się cieszę, że poznałem tego artystę. W ten sposób lista moich ulubionych wykonawców wzbogaciła się o nowe nazwisko.

9/10

Zostaw komentarz