Jarecki w „Totemie” idzie po swoje. [RECENZJA]

Ciągle narzekam, że w polskiej muzyce czas się zatrzymał, a wielu artystów zachowuje się, jakby nie mieli pojęcia co jest grane na świecie. Dlatego z radością przyjmuję każdy śmiały album zadający kłam moim spekulacjom. I właśnie „Totem” Jareckiego świetnie się tu wpisuje. Może nie są to jakieś szczyty, ale na tle rodzimej beznadziei ten krążek jest wybitny. Już wcześniej artysta przyzwyczaił nas do swojego poziomu, więc teraz zaskoczenia nie ma – pierwsze przesłuchanie to wielki zachwyt, potem nieco schłodzony, bo jest w tym albumie kilka zaskoczeń.
Zaczyna się znakomicie. Dzięki kilku pierwszym piosenkom jest lekko, nieco wariacko, bardzo muzycznie i z polotem, naprawdę interesująco. Świetny jest duet z Vito Bambino w „Medytacji”, a właściwie skromny procentowo, ale bardzo istotny wkład w piosenkę. Za chwilę kolejny świetny duet, czyli „Wejdź” z udziałem Skipa, wokalisty Mięthy. To chyba nie przypadek, że znakomity muzyk zaprasza do swoich piosenek świetnych, charakterystycznych wokalistów, którzy dobrze wpisują się w założenia Jareckiego. Na płycie jest jeszcze jeden duet, ale już nie tak spektakularny – dziwię się, że doświadczony i nieźle śpiewający Jarecki zaprosił manieryczną Martynę Szczepaniak do bardzo dobrego utworu.
W połowie albumu następuje zaskakująca wolta – „Mamo” to utwór, który mocno wyhamowuje dotychczasowy radosny nastrój. To piosenka, o której trudno jednoznacznie powiedzieć, bo z jednej strony jest tu prawda i spora odwaga opowiedzenia o tak osobistych sprawach. Z drugiej jednak strony nie jestem przekonany, czy ta ilość patosu była tutaj potrzebna, ale to pewnie jedynie kwestia osobista, bo spodziewam się, że piosenka się u nas zadomowi. Dla porównania nagrana niedawno piosenka o takim samym tytule duetu Miętha. Tutaj jest inaczej, nie tak patetycznie, ale to też inna perspektywa, bo Jarecki jest prawie 2 razy starszy od Skipa z Mięthy (39 i 23).
Potem robi się już trochę inaczej niż na początku, jest bardziej bluesowo i już nie tak beztrosko. Momentami można pomyśleć, że to piosenki z dwóch ostatnich albumów Mroza, jest bardzo podobnie. Zaskoczyć może także tytułowy „Totem”, piosenka niezbyt interesująca do momentu nawiązania do folkloru podhalańskiego – teraz wszystko nabiera jakiegoś sensu, nawet te piosenki, które wcześniej mnie nie do końca przekonały. Zresztą Jarecki sam uprzedza w jednym z wywiadów, że to płyta różnorodna, że trzeba być muzycznie otwartym żeby przyjąć ją na klatę.
Moja klata to wytrzymała. I to z radością.
8/10