Skip to content
25 sty / Wojtek

Jaromir Nochavica – „Poruba” [RECENZJA]

Ta płyta jest dla mnie sporym zaskoczeniem. Oczywiście wiedziałem kto to Jaromir Nohavica, znałem już część jego twórczości. Jednak nie sądziłem, że mogę się aż tak mocno zachwycić. Dotychczas nieszczególnie przepadałem za tzw. bardami, bo nigdy nie zachwycałem się artystami w stylu Leonarda Cohena, ba, nawet dokonania Boba Dylana jakoś mnie mocne nie rozgrzewały. Oczywiście jestem świadom wkładu tego artysty w sztukę XX wieku, ale co innego docenienie rozumem, a co innego rozsmakowywanie się w tym co się słyszy. I może właśnie dlatego „Poruba” tak bardzo mnie mile rozczarowała. Być może fakt, że ten bard jest naszym południowym sąsiadem pozwala nam na słuchanie go trochę z innej perspektywy – w końcu naszym bardom nie udaje się tak mocno wedrzeć do dużych mediów. A piosenki z albumu „Poruba” goszczą na polskich listach przebojów!

Płytę promowano u nas polskojęzycznym utworem „Czarna dziura”, który jest znakomity. Oprócz niewątpliwego uroku tekstu imponować musi znakomita dykcja artysty, który, było nie było, śpiewa jednak w obcym języku. Brawo!

Drugi utwór z płyty mocno eksploatowany w naszych mediach to „Empire State”. I ten jest dla mnie ozdobą krążka. Takiej piosenki prawdopodobnie nie powstydziłby się żaden światowy artysta.

Tytułowa Poruba to dzielnica Ostrawy, z którą związany jest Nohavica. I taka właśnie jest ta płyta – opowiada o życiu artysty, jego problemach, rozważaniach i radościach. Jednym słowem opis normalnego życia przeciętnego człowieka. Jednak Nohavica przeciętny nie jest, bo jak nikt potrafi  ubrać swoje myśli w krótkich formach, wyśpiewując je na zmianę nastrojowo, radośnie lub dramatycznie. Generalnie artysta najczęściej porusza się w klimatach, do których już nas przyzwyczaił – tutaj bardzo podoba mi się spokojna „Nataso, lasko ma”. I ta umiejętność przechodzenia z tematyki poważniejszej do bardziej osobistej, to jego duży atut.

Ciekawie zaplanowano stronę dźwiękową. Dodanie bandu do większości piosenek, to niewątpliwie podniesienie ich atrakcyjności. I może strona instrumentalna nie jest jakoś szczególnie wybitna. Z drugiej jednak strony można się spodziewać, że dzięki temu wersje koncertowe mają prawo brzmieć bardzo podobnie, co dla fanów artysty może być ważne. Koncepcja nagrywania wersji studyjnych to często kluczowy punkt sukcesu artysty – są tacy, którzy przy nagraniach mocno eksperymentują, tym samym ryzykując, że słuchacze mogą się mocno rozczarować, kiedy na koncercie usłyszą wersje dużo skromniejsze. Nohavica zdecydował się na nagrania bez bajerowania. I to chyba dobrze.

I co? Można? Okazuje się, że narodowy bard Czech potrafi być zrozumiany także przez obcokrajowców. Inna rzecz, że Nohavica ma w naszym kraju bardzo dobre notowania od lat. Ale sam sobie na to zasłużył. I chwała mu za to. I brawo!

8/10

 

 

Zostaw komentarz