Javier Santiago – „ReBirth” [RECENZJA]

Jak to dobrze, że tego artystę zacząłem poznawać od „ReBirth” właśnie. Gdybym najpierw trafił na jego pełnoprawne albumy, to prawdopodobnie do tej EP-ki bym nie dotarł. I to byłaby wielka szkoda – Javier Santiago jest muzykiem mającym bardzo dużo ciekawego do powiedzenia. Jako solidnie wykształcony pianista bardziej jest zainteresowany muzyką instrumentalną, zwłaszcza jazzem. I może właśnie dlatego, dzięki wokalnym gościom jest tu tak różnorodnie. Oczywiście ten jazz ciągle się gdzieś przebija, ale nie mamy wątpliwości, że słuchamy artysty poszukującego.
„ReBirth” to mini album z 2020 roku, zaledwie 6 utworów, ale jest tak interesująco, że kompletnie nie potrzebujemy więcej. Lepiej mieć niedosyt, niż odwrotnie, bo tak właśnie jest w przypadku dłuższych krążków artysty. Kluczem do atrakcyjności tego materiału jest różnorodność sygnowana przez zaproszonych gości, raczej mniej znanych, ale znakomitych artystów. Na mnie największe wrażenie robi J.Hoard w piosence „Alive”, jednak każdy gość wnosi tu coś od siebie, a rozrzut stylistyczny jest spory. Mamy więc wokalistkę jazzową Danielle Wertz, są też dwaj raperzy: Wonway Posibul i Gavin Grant, do tego flecistka Elena Pinderhughes i saksofonista Braxton Cook. I w tej zaskakującą mieszance znakomicie radzi sobie gospodarz albumu.
10/10