Jordan Rakei – „Cloak” [RECENZJA]
Tego pana poznałem niedawno i od razu się nim zainteresowałem. Szybko więc sięgnąłęm po jego płytę. I tu ciekawa historia – pierwsze przesłuchanie: zachwyt, drugie przesłuchanie: lekkie rozczarowanie. Ale potem: po 3., 5., 7. wysłuchaniu dochodziłem do wniosku, że obcuję z wielkim artystą.
Jordan Rakei może zadziwić swoim życiorysem. Urodził się w Nowej Zelandii, ale już jako dziecko zamieszkał w Australii i tam dorastał. A kliedy był ukształtowany artystycznie prznieniósł się do Londynu. No bo gdzie ma się rozwijać tak wielki talent? – są tylko 2 kraje, w których udaje się to najlepiej: USA i Wielka Brytania. I tak oto Rakei zasilił szeregi młodych zdolnych tworzących w Londynie i znalazł się w gronie moich ulubionych wokalistów stamtąd właśnie. A są już w śród nich: Ed Sheeran, Michael Kiwanuka, Jamie Woon i Jack Garratt. Ci artyści są podobni, bo wszyscy uprawiają muzykę na najwyższym artystycznym poziomie, ale każdy z nich to zupełnie osobna muzyczna karta.
„Cloak” to debiutanki album artysty. To 13 piosenek w stylistyce trudnej do zdefiniowania. I właśnie o to chodzi! Rakei wymyka się konwencjom, czym pewnie utrudnia życie krytykom muzycznym, bo ci lubią szuladki: ten jest od soul, tamten od R-B, a ten od muzyki świata, popu, albo czegoś tam jeszcze innego. A Rakei? Rakei po prostu tworzy świetną muzykę. Bo to człowiek orkiestra: autor, instrumentalista i producent. I może ta samodzielność zwiodła artystę, bo album, mimo że bardzo interesujący, to jednak jest trochę za bardzo prywatny. Po tej płycie wiemy jaka muzyka kręci artystę, ale w tej konkurencyjnej branży to nie wystarczy. Ta muzyka musi jeszcze kręcić odbiorców. Bo tak na prawdę to utworów, które mogą zainteresować szerszą publiczność jest mało. A może tylko jeden. Ja stawiam na „The Light”.
To co mnie początkowo zachwyciło to bogactwo brzmieniowe. Artysta wkłada dużo wysiłku w wielowarstwowość brzmieniową, która robi wrażenie. Na dłuższą metę staje to się jednak nieco męczące. Szkoda, że Rakei nie daje nam oddechu, cały czas wymagając dużej uwagi. A wystarczyło zaproponować 2-3 utwory nieco lżejsze wykonawczo, jak choćby nastrojowa, śpiewna w oktawie „Rooftop”.
Spodziewam się, że ta muzyka bez bogatych aranżacji i nakładających się głosów może brzmieć zupełnie inaczej. Bo tu nie ma co gadać – Rakei popełnia błąd większości młodych zdolnych, których pomysły i wybraźnia znacznie wykraczają poza możliwości odbiorców. Artysta już promuje swój nowy album, który ukaże się niebawem. Nie mogę się więc doczekać, bo nie mam wątpliwości, że pojawił się artysta największego formatu. A to czy jego klasa rozbłyśnie teraz, czy za chwilę, to raczej kwestia czasu.
9/10