Julia Marcell – „Skull Echo” [RECENZJA]
Recenzenci zgodnie przyznają, że to najlepszy album artystki. A ja? No cóż, jak zwykle mam nieco inne zdanie:-). Owszem, to interesujący, bardzo dobry materiał, ale nie pozbawiony wad. A nic tak nie przeszkadza w obiorze ambitnej sztuki jak techniczne niedoróbki właśnie.
"Skull Echo" jest mroczny i tajemniczy. I to pierwsza niespodzianka, bo jeśli ktoś się spodziewał artystki z jej poprzedniego albumu "Proxy", to tu się mocno zdziwi. A zdziwić się można, bo Julia Marcell, którą ciągle traktuję jako nie do końca odkrytą gwiazdę, ma już 37 lat! Ten dojrzały wiek i kilka wcześniejszych albumów na pewno wpłynęły na dojrzały, najnowszy album. Największe wrażenie robią na mnie te spokojniejsze, refleksyjne utwory: "Domy ze szła" i "Otwórz głowę". Oba ze świetnym, lekko demonicznym akompaniamentem, refleksyjne i mądre. I te klimaty dużo lepiej artystce wychodzą.
Zresztą cała płyta atakuje głównie muzyką. Już samo rozpoczęcie albumu "Ekstazą intelektualna" to wejście do tego tajemniczego świata. Jest nowocześnie i zmysłowo. Tutaj duża zasługa producenta Michaela Havesa. Jego sposób słyszenia na pewno podkreślił intencje artystki. Szkoda jedynie, że w wielu momentach muzyka nieco przykrywa teksty. Bo np. w piosence "Mamo", w której mowa o ważnych rzeczach, treść tekstowa jest zmarginalizowana, bo tej treści nie słychać. Mam wrażenie, że w tym przypadku gęsta muzyka "skradła show". Za to zakończenie albumu, zaśpiewany a cappella "Echo w głowie", to świetna klamra. Na taki sposób ekspresji może sobie pozwolić prawdziwy artysta.
Julia Marcell jako wokalistka nie zawsze daje radę. Kilka momentów, w których artystka niezbyt precyzyjnie wykonuje linię melodyczną i pozwala sobie na podjazdy pod dźwięki, to słaby punkt całego materiału. Tak jest np. w "Nostalgii" albo w za bardzo chyba piosenkarskiej "Moment i wieczność". Ale nawet kiedy jest za bardzo śpiewnie, może być interesująco. W "Prawdopodobieństwie", mimo, że słychać podobieństwa do kilku polskich wokalistek klasy B, jest tak atrakcyjnie, że tej piosence wróżę karierę, Podobnie może być z piosenką "Moment i wieczność". Nagranie jej w dwóch wersjach językowych pokazuje duży potencjał artystki.
Słuchając tego albumu nasuwa mi się skojarzenie z ostatnią płytą Mary Komasy. Bo podobieństw jest sporo: obie panie nagrywają w Berlinie i obie współpracują z zagraniczymi producentami. I efekt jest podobny: obie artystki zdecydowanie wyróżniają się na tle polskich produkcji, nie tylko profesjonalnym efektem, ale samym materiałem, podejściem do materii i sposobem, w jaki poprzez muzykę docierają do słuchacza. Ktoś napisał, że nie ma potrzeby, żeby obecnie nagrywać za granicą, bo w Polsce mamy już wielu dobrych producentów i profesjonalne studia nagraniowe. A mnie się wydaje, że tutaj nie o miejsce nagrywania chodzi, a raczej o środowisko, w którym się obracamy. Bo w tym przypadku Berlin to nie geografia, a stan umysłu:-)
7/10