Skip to content
26 mar / admin

Justin Bieber i jego„Justice”, czyli nie taki diabeł straszny.  [RECENZJA]

Nigdy nie sądziłem, że do tego dojdzie – słucham całego albumu Justina Biebera. Robię to po raz pierwszy! Oczywiście tego artystę znałem wcześniej, bo trudno nie było zetknąć się z jednym z jego wcześniejszych hitów – ten symbol najnowszej popkultury atakował nas z każdej strony. Jednak cały czas uważałem, że to kompletnie nie moje wody, więc się na nie wypuszczałem. Pandemiczna posucha wydawnicza sprawiła, że zainteresowałem się albumem „Justice”. I nie żałuję, bo oprócz zaskoczenia, że to nie jest takie złe, dokonałem kilku ciekawych odkryć.

O tym, że Justin Bieber to dzisiaj świetnie działająca instytucja wie chyba każdy, zwłaszcza wszystkie nastolatki naszego globu. I pewnie dlatego artysta swoją markę ciągle opiera na tym wizerunku, a wokalnie porusza się po obszarach banału, bo śpiewanie falsetem nie robi dziś na nikim wrażenia. Jednak w przypadku Biebera to już raczej znak firmowy, trzeba więc to zaakceptować.

Płyta zawiera aż 16 piosenek stylistycznie bardzo zbliżonych, wręcz pewnie bez większych problemów można było tę listę skrócić. Ale być może trudno byłoby zdecydować co wyrzucić, a z drugiej strony ciężko podejmować takie decyzje, kiedy autorami piosenek jest tylu twórców – pod większością piosenek podpisało się kilka, a czasem nawet 9 osób. Nie wiem na czym polega zespołowe pisanie jednej piosenki, ale być może dopisano tutaj osoby, które przyczyniły się do ciekawego opracowania. Bo właśnie koncepcja wykonawcza utworów jest imponująca, i nigdy nie jest ani za mało, ani za dużo, po prostu w punkt. Na tle bogato zrealizowanych utworów wyróżniają się te wykonane skromniej, jak choćby zaśpiewany jedynie z gitarą „Off My Face”, czy wykonana zmysłowo i delikatnie piękna ballada „Lonely”.

Osobny rozdział to zaproszeni goście, którzy znacząco wpływają na to, że piosenki z ich udziałem się wyróżniają. Tutaj wspomnę „Holy” z gościnnym Chance The Rapper, a także „Loved” z udziałem Burna Boy. I teraz najważniejsze: ozdobą albumu jest piosenka „Peaches”, w której jest dwóch moich ulubionych wokalistów: Daniel Caesar i Giveon. Ten utwór zapętliłem, słuchając go  wielokrotnie z ogromną przyjemnością. I głównie dzięki tej piosence spotkanie z albumem „Justice” było dla mnie wielką przyjemnością.

9/10

Zostaw komentarz